Szanowny Panie Prezesie,
z uwagą zapoznałem się z treścią listu do lekarzy i lekarzy dentystów,
skierowanego przez Pana – i rozpowszechnionego
poprzez kanały informacyjne Naczelnej Izby Lekarskiej. Nie sposób nie odnieść się do tez, które Pan
Prezes postanowił zawrzeć
w swoim wystąpieniu.
Zbyt ważny to głos, aby skazać go na przemilczenie. Proszę pozwolić, że
uczynię to w ramach listu otwartego – zachowując
więc formę odpowiedzi adekwatną do formy zastosowanej przez Pana Prezesa. Proszę, jak wyraz
rzeczywistego dialogu, o rozpowszechnienie
go wśród lekarzy i lekarzy dentystów tymi samymi kanałami informacyjnymi.
W pierwszej kolejności należy podzielić opinię, wyrażoną przez Pana Prezesa,
że: „każda dyskusja, nawet nosząca znamiona
wyraźnej różnicy zdań może przynieść dobre rezultaty i uczynić naszą organizację silniejszą” –
problem polega jednak na tym,
że prawdziwej dyskusji w łonie naszego samorządu – brak.
Czy można nazwać dyskusją sytuacje, do których dochodzi podczas posiedzeń
Naczelnej Rady Lekarskiej – które zwykle
kończą się dyskusji zamknięciem, zanim będzie ona mieć realną szansę na to, aby wybrzmiały jej
pierwsze głosy? Warto także
w tym kontekście wspomnieć okoliczności, mające miejsce podczas ostatniego Nadzwyczajnego Krajowego
Zjazdu Lekarzy
– gdzie próbowano dyskusję nad „prawdopodobnie najlepszym w Europie” Kodeksem Etyki Lekarskiej po
prostu całkowicie
wyeliminować – trudno zachowanie takie uznać za przejaw woli prowadzenia dialogu. I na zakończenie
tego wątku, warto
podnieść kolejny raz kwestię listy dyskusyjnej Delegatów na Krajowy Zjazd Lekarzy. Dziwnym zbiegiem
okoliczności, to właśnie
„samorząd przyszłości”, który: „słucha, angażuje i skutecznie działa” postanowił zamknąć to
podstawowe narzędzie komunikacyjne,
wykorzystywane przez Delegatów na KZL nie oferując w zamian innego rozwiązania. Jak to więc jest z
prowadzeniem
tej dyskusji w ramach naszego samorządu Panie Prezesie?
Pan Prezes twierdzi, że „czas zakończyć etap wewnętrznych sporów o podłożu
personalnym”. Z powyższym należy tylko
się zgodzić. Problem jednak w tym, że chyba inaczej pojmujemy drogę do zakończenia „wewnętrznych
sporów”. W ocenie
wnioskodawców odwołania Pana Prezesa z tej zaszczytnej funkcji, to Nadzwyczajny Krajowy Zjazd
Lekarzy, którego zwołania
bezskutecznie się domagaliśmy i domagamy jest właściwym forum do zakończenia wewnętrznego konfliktu,
który dramatycznie
dzieli nasz samorząd.
W tym miejscu warto przejść do najbardziej istotnych tez, postawionych przez
Pana Prezesa, z którymi zgodzić się nie
sposób. Pan Prezes twierdzi: „konkluzje z ostatniego posiedzenia Naczelnej Rady Lekarskiej, jak
również wnioski z obrad Okrą4
3/2025
Meritum
głego Stołu NIL są jednoznaczne”. Należy zauważyć, że jedynie twierdzenie o jednoznacznej konkluzji
z ostatniego posiedzenia
NRL wydaje się właściwe – tą konkluzją jest w naszej (t.j. wnioskodawców zwołania NKZL) ocenie –
złamanie przez Naczelną
Radę Lekarską obowiązujących przepisów prawa – poprzez niezwołanie NKZL pomimo złożenia odpowiednich
wniosków przez
ustawową liczbę okręgowych rad lekarskich. Czy taką konkluzję Pan Prezes miał na myśli?
Trudno natomiast mówić o „jednoznacznych” – a nawet jakichkolwiek wnioskach z obrad tzw. „okrągłego
stołu”. W tym
miejscu należy podkreślić niedostatki organizacyjne tego przedsięwzięcia – w szczególności: brak
agendy obrad, doboru gości,
czasu i miejsca spotkania oraz zmieniona w ostatniej chwili jego forma i ranga. W trakcie obrad
rzucała się w oczy nikła frekwencja,
dodatkowo sam przebieg spotkania, polegał głównie na tym, że mówca wyrażał swoją aprobatę lub
krytykę działania
władz samorządu, a Pan Prezes postanowił nie odnosić się do konkretnych, padających w przestrzeni
obrad, zarzutów. Ciężko
w tym kontekście mówić o dialogu, tym bardziej o wnioskach z niego wypływających – w szczególności
tych „jednoznacznych”.
Pan Prezes wskazuje, że „wynik głosowania nad projektem uchwały w sprawie zwołania Nadzwyczajnego
Krajowego Zjazdu
Lekarzy (NKZL) odbieram jako jednoznaczne wotum zaufania dla mnie, ale przede wszystkim dla wizji
samorządu, jaką Państwu
zaproponowałem, rozpoczynając bieżącą kadencję”. Z powyższego cytatu, wypływa niestety smutna
refleksja. Zgodnie
z zapisami Ustawy o izbach lekarskich w przypadku złożenia poprawnych formalnie wniosków o zwołanie
NKZL przez 1/3 liczby
okręgowych rad lekarskich – Naczelna Rada Lekarska ZWOŁUJE Nadzwyczajny Krajowy.
Zjazd Lekarzy. Poprawne wnioski zostały złożone przez opisaną Ustawą liczbę
Okręgowych Rad. NRL nie zwołała Zjazdu.
Zapis Ustawy o izbach lekarskich został złamany. Panie Prezesie, jak można ignorancję wobec
obowiązującego prawa odbierać
jako votum zaufania dla siebie? Pan Prezes podnosi, że: „wypracowany i przyjęty przez nas nowy
Kodeks Etyki Lekarskiej jest
powszechnie uznawany za prawdopodobnie najlepszy w całej Europie. Badania społeczne potwierdzają
skuteczność przeprowadzonej
przez nas i historycznej w dziejach samorządu kampanii wizerunkowej „Jestem Lekarzem, Jestem
Człowiekiem.”
Falę entuzjazmu, wynikającą z przywołanego powyżej cytatu, wypada poprzedzić
pytaniem: kto konkretnie lub jaki podmiot
czy organizacja uznaje nasz Kodeks Etyki za „prawdopodobnie” najlepszy w Europie? Postawiona przez
Pana Prezesa teza
o powszechności owego uznania powinna ułatwić wskazanie tych – jak rozumiem – autorytetów, nie
mogących wyjść z podziwu
dla przyjętych, przez nasz samorząd, regulacji. Podobnie ma się rzecz z zaprezentowanym, dobrym
samopoczuciem Pana
Prezesa odnośnie kampanii „jestem lekarzem, jestem człowiekiem”. Nie kwestionując celowości tej
medialnej akcji, warto Panie
Prezesie przytoczyć konkretne badania – ujawniając przy tym ich metodologię – mówiące o skuteczności
kampanii. Warto to
zrobić nie tylko z uwagi na wzgląd na wiarygodność własnych słów, ale także z uwagi na potrzebę
transparentności ww. procesu.
Pan Prezes pisze: „Wszyscy zgadzamy się, że nasz Samorząd Lekarski jest
silny jak nigdy w swojej historii. Mamy największy
w dziejach organizacji wpływ na bieżące wydarzenia i jesteśmy regularnie obecni w mediach jako
wyraziciele stanowiska całego
środowiska lekarskiego”. W tym miejscu rodzi się pytanie: kim są ci „wszyscy”, których Pan Prezes
wspomina w przytoczonej
wypowiedzi? Czy chodzi o „wszystkich” współpracowników Pana Prezesa? czy może chodzi o „wszystkich”
kolegów i znajomych?
Warto doprecyzować. Z jednym elementem powyższej wypowiedzi można się zgodzić, dotyczy to tej
części, która mówi
o regularnej obecności samorządu lekarskiego w mediach. Faktycznie, lekarski samorząd zawodowy jest
od pewnego czasu
„regularnie obecny w mediach” – głównie w kontekście niespotykanego w historii konfliktu
wewnętrznego oraz sporu o zwołanie
Nadzwyczajnego Krajowego Zjazdu Lekarzy w sprawie odwołania Prezesa NRL. Chyba zgodzimy się, że
wspomniana obecność
w mediach, nie jest tą, którą moglibyśmy zdefiniować jako pożądaną.
Podsumowując, twierdzi Pan, Panie Prezesie: „(…) nas pasjonatów i osób,
którym bliskie jest dobro naszego samorządu,
jest znacznie więcej. A do pozostałych osób mam jedynie prośbę, żeby pamiętali o najważniejszej dla
nas wszystkich zasadzie:
po pierwsze nie szkodzić”. Pozwolę sobie również zakończyć niniejsze wystąpienie łacińską sentencją.
W mojej ocenie nasz samorząd zawodowy rzeczywiście potrzebuje poważnej
terapii, aby wyleczyć problemy, z którymi się
boryka. Podstawą rozwiązania konfliktu jest rzetelne ustalenie jego przyczyn, a to, może się
wydarzyć jedynie poprzez prawdziwą,
wolną dyskusję, której w tej chwili – nawet zarysów – nie widać. Pamiętajmy o ważnej dla nas
wszystkich zasadzie: „bona
diagnosis, bona curatio”!
Dnia 7 marca 2025 r. w jednej z sal wykładowych
Warszawskiego Uniwersytetu
Medycznego odbyło się spotkanie tzw.
„okrągłego stołu” zorganizowane przez
Naczelną Radę Lekarską w celu dyskusji
o przyszłości Samorządu Lekarskiego
w Polsce. Zostało one zorganizowane
w związku z podjęciem uchwał przez 8
Okręgowych Rad Lekarskich domagających
się zwołania Nadzwyczajnego Krajowego
Zjazdu Lekarzy w celu rozpatrzenia
wniosku o odwołanie lek. Łukasza Jankowskiego
ze stanowiska Prezesa Naczelnej
Izby Lekarskiej w związku z wieloma poważnymi
zarzutami stawianymi jego osobie
przez osiem ORL.
Dzień wcześniej odbyło się posiedzenie
NRL, na którym zdecydowano o niezwoływaniu
NKZL celem rozpatrzenia wniosków
o odwołania Prezesa NIL z jego stanowiska.
Stanowiło to rażące naruszenie
obowiązującego prawa, gdyż NRL miała
obowiązek ustalić termin i miejsce NKZL,
a nie decydować o jego zasadności.
Na spotkanie okrągłego stołu przybyło
co najmniej kilkuset lekarzy z całej Polski,
sala wręcz pękała w szwach. Wszyscy wiedzieli,
jaki jest porządek spotkania i o czym
będzie dyskusja.
Spotkaniu przewodniczył Wiceprezes
NRL dr Klaudiusz Komor. Na początku
wystąpili najbliżsi współpracownicy Prezesa
Jankowskiego prezentując dokonania
jego kadencji. Po każdym wystąpieniu
była krótka dyskusja, gdzie pojawiały się
głosy konstruktywnej krytyki lub pochwały
tych osiągnięć. Następnie, głosu udzielono
przedstawicielom izb krytykujących i stawiających
zarzuty obecnemu prezesowi.
Dyskusja była gorąca. Prezes Jankowski
udzielał wyjaśnień i przedstawiał kontrargumenty.
Głos zabierali też prawnicy
przedstawiający stan prawny w obecnej
sytuacji. Na koniec Prezes przedstawił dalszy
plan działań, które chciałby realizować
do końca swojej kadencji. Wszyscy byli
zgodni, że obecny konflikt w samorządzie
musi zostać zażegnany i każdy powinien
trochę ustąpić.
Ostatecznie Prezes przyznał, że zgodnie
z prawem NKZL musi zostać zwołany,
gdyż obecna sytuacja może być przyczyną
bardzo poważnych perturbacji dla przyszłości
samorządu. Zostanie przywrócona
lista dyskusyjna dla delegatów na KZL.
Należy też zapomnieć o osobistych animozjach
i skupić się na współpracy. Wprowadzanie
do samorządów rozwiązań rodem
z polityki powinno przestać mieć rację
bytu. Nie będą już podejmowane próby
kończenia dyskusji przed jej rozpoczęciem,
a wszystkie strony powinny być wysłuchane.
Przyjmowane do realizacji będą propozycje
w zależności od tego czy są słuszne,
a nie od tego, kto je zgłasza. Nie będzie
podziału na naszych i nie naszych. Koniec
z dyskusją poprzez media. Konwent Prezesów
powoła zespoły problemowe w celu
naprawy obecnej sytuacji. Wszystkie pozytywne,
ważne i korzystne dla lekarzy oraz
samorządu projekty będą kontynuowane.
Po zakończeniu okrągłego stołu wszyscy
rozjechali się do domów z poczuciem,
że wszystko się ułoży...
I wtedy się obudziłem! Spojrzałem
na leżący przede mną 4 numer Gazety
Lekarskiej z bieżącego roku, a w nim tekst
napisany przez Prezesa Jankowskiego
pt. „Po pierwsze nie szkodzić”, w którym
Prezes niezgodną z prawem decyzję NRL
o niezwoływaniu NKZL nazywa „votum
zaufania” do swojej osoby? Co więcej, nic
nie wnoszącą, nie rozwiązującą żadnych
problemów luźną wymianę myśli na tzw.
„okrągłym stole”, nie zobowiązującą nikogo
do niczego, przetykaną zwykłą propagandą
sukcesu nazywa „wnioskami z dyskusji”?!
Uważam to za zaszczyt fałszywej propagandy,
hipokryzji i obłudy! Krótko mówiąc
„Okrągły stół z kantem!
W obecnym numerze Meritum tematykę
kryzysu w Samorządzie Lekarskim
omówiono szczegółowo w tekstach: „List
otwarty Prezesa ORL w Toruniu” oraz
„O co chodzi z tym Prezesem!”
Zapewne dotarły do Państwa informacje
o kryzysie jaki przetacza się przez
nasz Samorząd. Wniosek o odwołanie
Prezesa Naczelnej Rady Lekarskiej z pełnionej
funkcji to sprawa poważna, a informacje
są na tyle rozdrobnione, że czasami
trudno się w tym wszystkim połapać.
W maju 2022 r. Krajowy Zjazd Lekarzy
(KZL) wybrał na nowego Prezesa Naczelnej
Rady Lekarskiej (NRL) kol. Łukasza Jankowskiego.
O przebiegu i atmosferze tych
wyborów pisano już wówczas, wystarczy
wspomnieć, że pozostawiły po sobie smutek,
niesmak i głęboki podział w gronie delegatów.
Niemniej jednak poszliśmy dalej. Cóż
takiego się stało w przeciągu tych trzech
lat rządów nowej władzy, by doprowadzić
do bezprecedensowej sytuacji – wniosku
o odwołanie Prezesa.
W zaledwie godzinę po wyborze Prezes
wycofał wszelkie upoważnienia dla dotychczasowych
pracowników biura NIL, do redakcji
podstron witryny internetowej, co
oznacza natychmiastowe i całkowite przejęcie
kontroli nad polityką informacyjną Izby.
W pierwszym miesiącu urzędowania
decyzją Prezesa Jankowskiego została zlikwidowana
oficjalna i działająca od wielu
kadencji lista dyskusyjna Delegatów na KZL.
Doprowadziło to do zamknięcia możliwości
wymiany poglądów, uwag i ewentualnej krytyki
jaką mogli wyrażać Delegaci na KZL. Dla
ok. 500 osób z całego kraju było to jedyne
medium do takich dyskusji i ewentualnych
uwag do pracy organów naszego samorządu.
Zaraz po objęciu funkcji Prezes NRL
utworzył stanowisko Radcy Generalnego
Prezesa NRL. Problem polega na tym, że
osoba którą powołał jest od wielu kadencji
członkiem Naczelnego Sądu Lekarskiego.
Ustawa o izbach lekarskich z dnia 2 grudnia
z 2009 r. zakłada niemożność jednoczesnego
członkostwa w organach odpowiedzialności
zawodowej (rzecznicy i członkowie sądów)
i organach zarządczych (rady i komisje rewizyjne)
z troski o zachowania transparentnego
rozdziału obu pionów. Pełnienie funkcji najbliższego
doradcy Prezesa NRL, do którego
należało również prowadzenie korespondencji
Prezesa z okręgowymi izbami lekarskimi
przez prominentnego członka Naczelnego
Sądu Lekarskiego ewidentnie narusza ustanowioną
w ustawie granicę.
Budzić niepokój muszą również uchwały
NRL i Prezydium NRL, których próżno szukać
na stronach NIL czy w Biuletynie Informacji
Publicznej, które są miejscem publikacji
dokumentów stanowionych przez organy
NIL. Jedna z nich stanowi upoważnienie dla
Prezesa NRL do samodzielnego jednorazowego
zaciągania zobowiązań finansowych
do kwoty do 50 tys. zł. oraz do podpisywania
w tym celu niezbędnych dokumentów. Nie
ma ograniczenia, co do ilości takich decyzji
dziennie czy miesięcznie. Tylko dobra wola
Prezesa ustala ile pieniędzy może samodzielnie
rozdysponować. Druga upoważnia
Prezydium NRL do zawarcia umowy na dostarczenie
za kwotę do 400 tys. zł. systemu
do głosowań elektronicznych. Ponieważ ona
również jest utajniona nie wiadomo komu, za
co i na jakich warunkach można te pieniądze
przekazać.
W 2024 roku odbył się Nadzwyczajny
Krajowy Zjazd Lekarzy w celu opracowania
nowego Regulaminu Wyborów i nowego
Kodeksu Etyki Lekarskiej. O metodach
prowadzenia tego wydarzenia pisano już
wcześniej. Dość powiedzieć, że prowadzona
przez Prezesa Jankowskiego grupa
delegatów nazywająca się Samorządem
Przyszłości chciała całkowicie uniemożliwić
dyskusję i wnoszenie poprawek do projektów,
sprowadzając ok. 500 delegatów do roli
maszynki do głosowania. Wzór postępowania
zdaje się zapożyczony z posiedzeń NRL
tej kadencji.
W dniu 7 lutego 2025 r. Prezydium NRL
podjęło uchwałę nr 24/25/P-IX w sprawie
postępowania z informacjami prawnie chronionymi
przez osoby działające na rzecz samorządu:
W myśl tej uchwały – ochronie podlega
wręcz każda informacja, „której ujawnienie
mogłoby narazić samorząd lekarzy i lekarzy
dentystów na szkodę” przez „wszystkie osoby
pełniące funkcje publiczne oraz zajmujące
stanowiska funkcyjne w Naczelnej Izbie
Lekarskie i inne osoby wykonujące zadania
na rzecz samorządu.”
W praktyce, doprowadzić to może do prób
karania lekarzy, którzy na posiedzeniach organów
lub nawet komisji powezmą jakąkolwiek
bulwersującą informację i postanowią
podzielić się nią z organami lub gremiami lekarzy,
które ich na to posiedzenie delegowały
albo (wskutek bezczynności odpowiednich
organów NIL) zechcą publicznie skrytykować
treści zawarte w tej informacji. Trudno ocenić
to inaczej jak jaskrawą próbą zastraszania
członków samorządu, gdyż groźba zgłoszenia
takiego zachowania do OROZ i ewentualna
najmniejsza chociażby kara powoduje
utratę wybieralności na jakiekolwiek funkcje
w Samorządzie.
Kolejnym działaniem był niepotrzebny,
szkodliwy dla wszystkich zainteresowanych
spór wywołany jednostronnym działaniem
Prezesa NRL, który w lipcu 2023 r. w imieniu
Naczelnej Izby Lekarskiej wystąpił do Urzędu
Patentowego RP o zastrzeżenie znaku
Kongresu Polonii Medycznej. Zrobił to bez
wyrażonego w uchwale upoważnienia Naczelnej
Rady Lekarskiej, która to Rada (a nie
jej Prezes) jest od wielu lat współorganizatorem
Kongresu. Doprowadziło to do ostrego
konfliktu i sytuacji, w której ostatni Kongres
Polonii Medycznej w Krakowie odbył się bez
udziału Naczelnej Izby Lekarskiej.
Do tego wachlarza działań trzeba dodać
podżegania do składania nieprawdziwych
oświadczeń, nieetyczne uwagi dotyczące
Koleżanek i Kolegów które naruszały dobra
osobiste członków samorządu (w przypadku
wypowiedzi odnoszących się do rzekomych
i domniemanych przez Prezesa uzależnień
niektórych Kolegów od alkoholu), formułowanie
opinii niegodnych Prezesa wobec
Konwentu Prezesów ORL, czy wreszcie
w stosunku do naszego Prezesa Wojciecha
Kaatza. Określono go mianem „persona non
grata” i wzywano do nieprzyjmowania od niego
jakichkolwiek zaproszeń i nie zapraszanie
go na spotkania.
Nie do przyjęcia jest też styl uprawiania
polityki informacyjnej NIL dzielącej społeczność
lekarską, dezawuującej osiągnięcia
poprzednich kadencji, noszący znamiona
propagandy i na koniec : nieuprawniona całkowita
zmiana logo NIL.
Sposób działania Prezesa Jankowskiego
był na tyle nie do zaakceptowana, że
duża grupa jego wcześniejszych współpracowników
zdecydowała się na zerwanie tej
współpracy. Obecnie oczywiście zarzuca się
im niekompetencje, mobbing czy inne nieodpowiednie
działania i kieruje oskarżenia
do OROZ i prokuratury.
Wszystkie te wydarzenia spowodowały,
że w dniu 4 listopada 2024 r. dr Przemysław
Jaczun – delegat na KZL złożył, zgodnie
z obowiązującymi przepisami prawa, w Krajowej
Komisji Wyborczej (KKW) umotywowany
wniosek o odwołanie Prezesa NRL z zajmowanego
stanowiska.
Do oceny poprawności regulaminowej
tego wniosku zatrudniono prawnika biura
prawnego NIL, a więc osobę będącą w stosunku
pracy, czyli podległości służbowej
z Prezesem, czyli jedną ze stron sporu.
W takiej sytuacji bezdyskusyjnego konfliktu
interesów uznał on dr Jaczuna za osobę
nieuprawnioną do takiego wniosku. Po wejściu
w życie nowego Regulaminu wyborów
podobny wniosek złożyło do KKW 9 ORL.
Tym razem mimo wszelkich starań obozu
władzy Krajowa Komisja Wyborcza uznała
poprawność tych wniosków i uchwałą przekazała
je do NRL. Zgodnie z ustawą o izbach
lekarskich, a więc aktem najwyższej rangi,
NRL ma 90 dni na ustalenie terminu i miejsca
Nadzwyczajnego Krajowego Zjazdu Lekarzy
celem rozpatrzenia wniosku.
Co jednak robi NRL pod kierownictwem
dr. Jankowskiego? Nie podejmuje uchwały
o zwołaniu zjazdu, ale proponuje spotkanie
delegatów w postaci tzw. „okrągłego stołu”.
W opinii wielu niezależnych prawników
brak zwołania zjazdu w wymaganym terminie
jest złamaniem prawa. Mamy więc bezprecedensową
sytuację kiedy NRL kierująca
naszym samorządem postępuje niezgodnie
z ustawą, czym całkowicie pozbawia go moralnego
prawa oceny postępowania wszystkich
członków samorządu. Bo jak można
wymagać przestrzegania prawa czy sądzić
lekarza za nieprzestrzeganie prawa będąc
samemu z nim w konflikcie.
Czy warto pisać coś o owym spotkaniu
zwanym „okrągłym stołem”? Przybyło na niego
zaledwie ok 100 członków samorządu,
choć wg. mnie to przeszacowana liczba. Spotkanie
nieformalne, nie mające żadnego prawnego
umocowania, zorganizowane na koszt
izb okręgowych, bez żadnego programu
i agendy. Podsumowując : przyjechali, pogadali,
a Pan Prezes po kilku godzinach kierowanych
do niego uwag i pytań zakończył debatę
stwierdzeniem, że teraz ma nową optykę na to
wszystko. Na głos z sali „a co z łamaniem
prawa?” dr Jankowski odwrócił się plecami
do audytorium. Jakoś dziwnie przypomina to
zachowanie prominentnego polityka prawej
strony sali sejmowej. Szkoda, że zaimplementowane
do naszego samorządu.
Pozostaje postawić pytanie : czy to koniec
sporu? Niestety nie, nic nie zostało wyjaśnione,
zarzuty nie zostały odparte, procedura
zwołania NKZL ma przyszłość nie do przewidzenia,
bo teraz po jawnym złamaniu prawa
przez NRL już nie ma ograniczeń dla jej decyzji.
W takiej rzeczywistości jeszcze nigdy
nie byliśmy i nic dziwnego, że czujemy się
zagubieni, nieswojo. Pewnie kroki prawne
w stosunku do niektórych osób będą na pewno
wszczynane, ale ogólny niesmak i zażenowanie
z nami pozostanie na zawsze.
Naszą rolą na teraz jest podjęcie takich
działań by podobna sytuacje nigdy się nie
powtórzyła. Wykorzystać wiedzę do wzmocnienia
naszego Samorządu, bo drugiego takiego
kryzysu możemy nie przetrwać.
W dniu 29 marca 2025 r. w siedzibie
KPOIL w Toruniu odbył się Sprawozdawczy
Okręgowy Zjazd Lekarzy KPOIL.
Jak co roku delegaci na OZL spotkali się,
aby wysłuchać sprawozdań organów naszej
Izby oraz podjąć niezbędne uchwały,
w tym budżet na rok 2025. Niestety frekwencja
delegatów nie była imponująca.
Udało się jednakże zebrać quorum, aby
zjazd był prawomocny. Owoce pracy OZL
znajdują się w obecnym wydaniu Meritum
oraz będą dostępne do wglądu na stronie
www oraz dla chętnych w siedzibie naszej
Izby. Co zaskakujące, a może i nie, był to
jeden z bardziej burzliwych OZL jakie pamiętam.
Po raz pierwszy od wielu lat mieliśmy
do czynienia z trudnymi do zrozumienia dla mnie i innych delegatów, próbami
zerwania zjazdu poprzez negowanie przez
jednego z delegatów jego prawomocności,
który dążył do podważenia istnienia quorum
dla naszego Zjazdu.
Wykorzystując niewielkie nieścisłości
w sprawozdaniu finansowym wynikłe
z błędu drukarskiego, co było wyjaśnione
na bieżąco na zjeździe, dopatrywano
się nieuczciwości komórek finansowych
i władz naszej Izby. I tak jak mogę zrozumieć
dociekliwość w wyjaśnianiu pomyłek
czy niedociągnięć w rozliczeniach, do czego
oczywiście delegaci mają prawo, tak nie
mogę zrozumieć uporczywych i do tego
nieprzemyślanych pod względem formalnym
prób zerwania naszego zgromadzenia.
Przywodziły one na myśl próby ingerencji
i działań na szkodę naszego lokalnego samorządu
sterowane lub inspirowane z zewnątrz
(?), ze środowisk nieprzyjaznych
naszej społeczności. Wiem! Zabrzmiało jak
tekst z poprzedniej epoki, ale czyż historia
nie lubi się powtarzać w skali makro czy tez
mikro?
Na szczęście delegaci nie dali się
zwieść złym intencjom i w głosowaniach
podjęli decyzje właściwe dla dobra naszej
Izby. OZL został doprowadzony do końca,
wątpliwości zostały wyjaśnione, ORL uzyskało
absolutorium oraz podjęto niezbędne
uchwały umożliwiające dalsze funkcjonowanie
KPOIL. Zapraszam do ich lektury!
Zespół Oddziału Otolaryngologicznego
z sukcesem przeprowadził operację
olbrzymiego guza szyi.
Był to guz rosnący od wielu lat. Średnica
szyi pacjenta z guzem wynosiła aż
78 cm. Podczas operacji specjaliści z Regionalnego
Szpitala Specjalistycznego im.
dr. Władysława Biegańskiego w Grudziądzu,
z Koordynatorem Oddziału dr. n. med.
Krzysztofem Dalke na czele, usunęli guza
w całości. Wykonali również plastykę skóry
szyi. Zmiana o wymiarach ok. 36 x 25 cm
ważyła prawie 3 kg.
Z jakimi wyzwaniami mierzą się
zgłaszający się do Pana lekarze naszej
Izby?
Można je podzielić na kilka głównych
kategorii. Pierwsza to problemy w relacjach
lekarz – pacjent, najczęściej związane
z wszelkiego rodzaju hejtem internetowym
wymierzonym w lekarzy, ich oczernianiem
czy zniesławianiem, głównie na stronach
internetowych, portalach społecznościowych,
portalach rankingowych. W tym
koszyku znajdziemy też sprawy związane
z niewłaściwym zachowaniem zarówno pacjentów,
jak i osób bliskich tym pacjentom,
zarówno w czasie udzielania świadczenia
zdrowotnego jak i w związku z nim.
Kolejna rzecz to sytuacje, w których
mamy do czynienia z podejrzeniem popełnienia
błędu medycznego przez lekarza.
Pacjent, czy też osoba bliska pacjentowi
zgłasza zastrzeżenia do pracy lekarza.
Pokrzywdzony najczęściej żąda zadośćuczynienia
w formule wezwania do zapłaty,
na które jako Rzecznik reaguję. Gdy
dochodzi do sprawy przed sądem pomagam
zarówno w odpowiedzi na pozew jak
w obraniu strategii postępowania w trakcie
procesu oraz zajmuję się reprezentacją
lekarza – jeśli lekarz zechce skorzystać
z rozszerzonej formuły pomocy prawnej,
którą oferuje Izba Lekarska w Toruniu.
Kolejna duża grupa zagadnień dotyczy
pomocy dla lekarza w związku z postępowaniem
karnym w sprawach o błąd
medyczny. Tutaj trzeba rozróżnić dwie
kwestie, gdy lekarz jest podejrzany lub
oskarżony o popełnienie przestępstwa
oraz gdy jest wezwany w takim postępowaniu
w charakterze świadka. W tym ostatnim
przypadku pomoc prawna sprowadza
się do przygotowania lekarza do samej
czynności przesłuchania – poinformowania,
jakie są jego obowiązki i uprawnienia,
jak wygląda przesłuchanie i czego może
się spodziewać. Z kolei w sytuacji podejrzenia
lub oskarżenia o przestępstwo,
pomoc prawna przede wszystkim dotyczy
kwestii praktycznych, które – ogólnie mówiąc
– związane są z tym jak realizować
w praktyce prawo do obrony.
Wracając jednak do pani pytania –
kolejna grupa spraw dotyczy szeregu
wątpliwości pojawiających się u lekarzy
w związku z wykonywaniem zawodu – np.
jak wygląda kwestia ujawniania tajemnicy
lekarskiej podczas przesłuchania prokuratorskiego
czy sądowego oraz podczas
tzw. rozpytywania prowadzonego przez
policjantów. Kolejna kwestia dotyczy zachowania
tajemnicy lekarskiej po śmierci
pacjenta. Wcale nie jest to takie jasne
i oczywiste. Wiele wątpliwości rodzą też
zasady przekazywania informacji o stanie
zdrowia pacjenta osobom trzecim oraz
kwestie związane z prowadzeniem i udostępnianiem
dokumentacji medycznej.
Jest też temat, który, zawsze będzie się
pojawiał w katalogu spraw, które możemy
zbiorczo nazwać „wątpliwymi” to kwestia
świadomej zgody na leczenie, a więc także
kwestia informacji, które lekarz powinien
przekazywać pacjentowi czy innej osobie
uprawnionej do wyrażenia zgody na leczenie,
przed samym aktem wyrażenia zgody.
Są to nierozerwalnie związane z sobą kwestie.
Kolejnym dużym tematem, budzącym
szereg pytań jest kwestia odmowy czy też
odstąpienia od leczenia pacjenta.
Rozwińmy proszę ten wątek. W jakiej
sytuacji lekarz może odmówić pacjentowi
leczenia i jak to zrobić, aby
było to zgodne z wszelkimi regulacjami?
Odstąpienia czy też odmowa leczenia
jest osadzona w przepisach Ustawy o zawodach
lekarza i lekarza dentysty i oczywiście
dopuszczalna jest taka możliwość,
jednakże – o czym często lekarze zapominają
w przypadku odstąpienia od leczenia
– należy dostatecznie wcześniej uprzedzić
o tym pacjenta bądź jego przedstawiciela
ustawowego. Oznacza to, że odstąpienie
nie może być nagłe i niezapowiedziane.
Przykładowo – w przypadku niewłaściwego
zachowania pacjenta lub osób trzecich,
które pacjentowi temu towarzyszą,
konieczne jest poinformowanie pacjenta,
że konsekwencją kontynuacji takiego zachowania
będzie odstąpienie od dalszego
leczenia. Co więcej, każda taka informacja
powinna być odnotowana w dokumentacji
medycznej. Warto też wiedzieć, że pacjent,
którego leczenia odmówiliśmy lub odstąpiliśmy
od podjęcia leczenia będzie zwykle
próbował zareagować na ten niekorzystny
dla niego przecież fakt, dlatego rzetelna,
oddająca przebieg wydarzeń dokumentacja
medyczna jest tym, co nas będzie
mogło z takich opresji wybronić. Podobnie
jest z samym niewłaściwym zachowaniem
pacjenta lub jego bliskich, brakiem stosowania
się do zaleceń lekarskich, brakiem
współpracy – wszystko to powinno być odnotowane
w dokumentacji medycznej, ponieważ
zapis taki może stać się dowodem
w sprawie. Należy także pamiętać, że sytuacje
nagłe, w których pacjentowi potrzebna
jest pomoc, w związku z groźbą ciężkiego
rozstroju zdrowia czy zagrożenia życia wykluczają
skorzystanie z tego uprawnienia.
Dla pełnego obrazu, przytoczę w całości
zapis art. 30 ustawy o zawodach lekarza
i lekarza dentysty: „lekarz ma obowiązek
udzielać pomocy lekarskiej w każdym przypadku,
gdy zwłoka w jej udzieleniu mogłaby
spowodować niebezpieczeństwo utraty
życia, ciężkiego uszkodzenia ciała lub
ciężkiego rozstroju zdrowia”. Nie ma więc
w takich wypadkach miejsca na odmowę
leczenia czy odstąpienie od dalszego leczenia
pacjenta.
W jakich konkretnie sytuacjach lekarz
może odmówić dalszego leczenia?
Podstawą do odmowy może być obciążające,
niewłaściwe zachowanie pacjenta
lub osób bliskich pacjentowi, które
uniemożliwia skoncentrowanie się lekarza
na problemie zdrowotnym, z którym pacjent
przychodzi i podważa zaufanie w tej
relacji. Aby proces leczenia móc uznać za
skuteczny pomiędzy lekarzem i pacjentem
musi istnieć minimalny stopień zaufania.
Tymczasem, jak to w życiu bywa pacjent
nie przyjmuje zapisanych leków lub też samodzielnie
ingeruje w proces terapeutyczny,
wbrew zaleceniom lekarza, nie stawia
się na wizyty kontrolne, a jak już pojawia
się jest pełen pretensji, że proces leczenia
nie jest skuteczny. Dodatkowo wielu
pacjentów – być może świadomie lub pod
wpływem podszeptów – każdy dyskomfort
związany z leczeniem odczytuje jako błąd
medyczny. Tymczasem w procesie leczenia
możliwe są niepowodzenia, których
pacjenci nie zawsze przyjmują do wiadomości.
Czytelników, chcących pogłębić
temat odmowy i odstąpienia od leczenia,
zachęcam do lektury poświęconego temu
tematowi tekstu, znajdującego się w tym
wydaniu „Meritum”.
Jak rozumieć to niepowodzenie
w leczeniu?
Chodzi o sytuacje, w których z punktu
widzenia aktualnej wiedzy medycznej lekarz
zrobił wszystko, co powinien i mógł
w danej sytuacji zrobić, czyli zachował się
zgodnie ze wskazaniami aktualnej wiedzy
medycznej – a więc nie można zarzucić
mu niewłaściwego postępowania – lecz
pomimo tego, niestety leczenie nie osiągnęło
zamierzonego celu. Okazało się po
prostu nieskuteczne. Dwa plus dwa, w takich
przypadkach, nie zawsze daje cztery.
Jest spora grupa pacjentów, którzy niepowodzenie
w leczeniu uznają za błąd medyczny,
stojąc na stanowisku, że na pewno
lekarz zrobił coś nie tak, skoro nie zostali
wyleczeni.
Czy pojawiają się nowe sprawy i wyzwania,
dotąd nienotowane w pańskiej
praktyce?
Nie jest to może problem nowy, natomiast
w obecnej chwili pojawia się w większym
zakresie – mam na myśli przypadki,
w których zwraca się o pomoc w związku
toczącym się postępowaniem karnym,
włącznie z sytuacjami, w których lekarz podejrzany
jest o popełnienie przestępstwa,
ponieważ błąd medyczny może spełniać
znamiona – na przykład przestępstwa narażenia
na bezpośrednie niebezpieczeństwo
utraty życia czy ciężkiego uszczerbku
na zdrowiu. Dotyczy to także sytuacji, kiedy
prowadzone jest postępowanie w sprawie,
czyli nie są jeszcze postawione zarzuty
karne żadnej osobie. W tych przypadkach
lekarz będzie występować w postępowaniu
jako świadek. W mojej ocenie liczba
spraw w kontekście karnym niestety nadal
będzie się zwiększać
Jak Pan ocenia, skąd taki trend?
Decydujący w mojej opinii jest aspekt
finansowy. Dla lepszego zrozumienia istoty
zagadnienia nieco je uproszczę i posłużę
się schematem. Pacjent zarzucający lekarzowi
popełnienie błędu medycznego, aby
dochodzić swoich roszczeń, może uruchomić
postępowanie cywilne lub karne. Postępowanie
cywilne wiąże się od samego
początku z licznymi kosztami – opłatą od
pozwu, często zaliczką na poczet biegłego,
zazwyczaj kosztami reprezentacji
pełnomocnika. A w przypadku przegranej
trzeba liczyć się z poniesieniem kosztów
postępowania w tym kosztów zastępstwa
procesowego strony przeciwnej. Dodatkowo,
proces cywilny, który jest procesem
kontradyktoryjnym oznacza konieczność
aktywności stron, czyli krótko mówiąc,
dwie strony są w sporze i muszą udowodnić
swoją rację przed sądem, który finalnie
dokona oceny zasadności roszczenia.
Proces karny jest zupełnie inaczej zbudowany.
Postępowanie karne dla pacjenta
jest nie dość, że wygodniejsze, to jeszcze
nie obciąża jego portfela. Pacjent składa
tylko zawiadomienie do prokuratury, które
to nie podlega żadnej opłacie. Zostanie co
najwyżej przesłuchany. Pozostałą część
pracy będzie wykonywać za niego prokurator
– ściągnie dokumentację medyczną,
powoła biegłych, ci przeanalizują dokumentację.
Kolejną rzeczą jest samo postępowanie
sądowe. W sądzie karnym inaczej niż
w postępowaniu cywilnym w wielu aspektach
sąd z urzędu samodzielnie decyduje
o podjęciu określonych czynności w procesie.
Dodatkowo, w procesie karnym
istnieje też możliwość zasądzenia pewnej
kwoty na rzecz pokrzywdzonego. Co więcej
pacjent, który będzie chciał uruchomić
proces cywilny o odszkodowanie czy
o zadośćuczynienie, w przypadku wyroku
skazującego, który zapadł przed sądem
karnym, będzie mieć łatwiej. Istnieje zasada
w myśl której: ustalenia wydanego
w postępowaniu karnym prawomocnego
wyroku skazującego co do popełnienia
przestępstwa wiążą sąd w postępowaniu
cywilnym. Jakkolwiek brutalnie to zabrzmi,
w mojej ocenie, coraz częściej postępowanie karne będzie kontekstem dla wykonywania
zawodu lekarza.
Przypomina to rozległe pole minowe
Coś w tym jest. Kolejną istotną rzeczą,
której kiedyś nie było w takim zakresie jak
jest teraz, jest udział Rzecznika Praw Pacjenta
w tego typu sprawach. W związku
z napisaną przez pacjenta skargą często
do lekarza zwraca się Rzecznik Praw Pacjenta,
żądając od lekarza wyjaśnienia danej
sytuacji. Podobnie, jak w przypadku zawiadomienia
skierowanego do prokuratury,
złożenie skargi do Rzecznika Praw Pacjenta
nie jest obarczone kosztami. W sytuacji,
w której pacjent uzyska od Rzecznika
decyzję o tym, że zostało naruszone jego
prawo, przed sądem cywilnym ma prościej
w uzyskaniu z tego tytułu odszkodowania
czy zadośćuczynienia – choć, co warto
przypomnieć – sąd nie jest formalnie związany
decyzją Rzecznika Praw Pacjenta
i dokonuje własnych ustaleń.ogusław Kaczyński.
Instytucja Rzecznika Praw Lekarzy
nabiera szczególnego znaczenia,
na jaką opiekę prawną mogą liczyć lekarze,
którzy wpadli w tarapaty?
Jako Rzecznik, bezpłatnie w ramach
pełnionej w Izbie funkcji, pomagam lekarzom
w każdej sprawie związanej z wykonywaniem
zawodu. W zależności od
rodzaju wyzwania i jego stopnia skomplikowania
porada udzielana jest od ręki lub
też w oparciu o przebieg takiego spotkania,
po analizie dostarczonych dokumentów
opracowywany jest np. projekt pisma.
Co więcej, od blisko dwóch lat w naszej
Izbie zakres bezpłatnej, opieki prawnej dla
lekarzy jest znacząco rozszerzony i obejmuje szereg działań, w tym w ramach prawa
karnego, cywilnego, administracyjnego
i co ważne – obejmuje także zastępstwo
procesowe i reprezentację wobec NFZ czy
Rzecznika Praw Pacjenta.
Ochroną prawną są objęci lekarze i lekarze
dentyści, którzy są członkami Izby
Lekarskiej w Toruniu. Aby mogli skorzystać
z takiego wsparcia nie mogą mieć zaległości
składkowych wobec Izby. Istotnym
aspektem tej zwiększonej ochrony prawnej
jest reprezentacja procesowa. Lekarz, o ile
zechce takiej pomocy, będzie reprezentowany
w sądzie, czy w prokuraturze, czy
przed jakimkolwiek innym organem przez
profesjonalnego pełnomocnika w każdym
zakresie związanym z wykonywaniem zawodu
lekarza. Czyli krótko mówiąc, jeżeli
lekarz jest posądzany o błąd medyczny
przed sądem, mogę go reprezentować jako
pełnomocnik lub obrońca.
Na marginesie warto dodać, że Izba
Lekarska w Toruniu była jedną z pierwszych
w Polsce, która wprowadziła funkcję
Rzecznika Praw Lekarza. Jeszcze
do niedawna były Izby, które w ogóle nie
miały Rzecznika. W Toruniu Rzecznik
działa już od 2010 roku. Wielka w tym
zasługa ówczesnego prezesa Okręgowej
Rady Lekarskiej, pana doktora Łukasza
Wojnowskiego, który doprowadził do powstania
tej funkcji w Izbie w Toruniu. Nasza
Izba rozumie wagę problemów prawnych,
z którymi borykają się jej lekarze
podczas wykonywania zawodu. W tym
kontekście szacunek należy oddać także
obecnej Okręgowej Radzie Lekarskiej i jej
prezesowi – doktorowi Wojciechowi Kaatzowi
za wprowadzenie rozszerzonej opieki
prawnej dla lekarzy i lekarzy dentystów – nie jest to bowiem standard w każdej
izbie lekarskiej.
W minionej kadencji obsługiwał
pan około 80 spraw rocznie różnego
kalibru, jak obecnie wyglądają te statystyki?
Biorąc pod uwagę wielkość naszej Izby
(KPOIL należy do grona mniejszych izb
w kraju – przyp red.) liczba spraw jest mniej
więcej na tym samym poziomie, podlega
niewielkim wahaniom. Natomiast to, co jest
zauważalne to fakt, że sprawy wyglądają
coraz groźniej. Poza rosnącą stale liczbą
spraw karnych, o czym wspominałem już
wcześniej, mamy do czynienia z większą
ilością wezwań do zapłaty z tytułu błędu
medycznego, które zbiorczo określiłbym
jako sprawy z potencjałem sądowym.
W jaki sposób lekarz potrzebujący
opieki prawnej z terenu naszej Izby
może do Pana trafić?
Kontakt do mnie oraz szczegółowy zakres
opieki prawnej Rzecznika Praw Lekarza,
wraz z regulaminem świadczenia
rozszerzonej opieki prawnej znajdują się
na stronie internetowej Izby w Toruniu (link
na dole).
Wobec lekarzy uporczywie zalegających z uregulowaniem składki członkowskiej
wszczynane będą czynności windykacyjne zgodnie z zasadami o postępowaniu egzekucyjnym
w administracji.
Na stronie działa również formularz kontaktowy,
to jedna z dróg do mnie. Jeśli ktoś
pogubi się w tych ścieżkach, to zawsze
może skierować się do Biura Izby i na pewno
zostanie tam odpowiednio poinformowany,
jak się ze mną skontaktować.
kpoil.torun.pl/porady-prawne/aktualnosci
Według szacunków Głównego Urzędu
Statystycznego, do 2060 r. osoby
w wieku 65 lat i więcej będą stanowiły
niemal 30% populacji, natomiast liczba
osób powyżej 85 roku życia podwoi się.
Starzejące się społeczeństwo będzie
znacząco wpływało na postępowanie
okołooperacyjne, szczególnie na zastosowanie
znieczulenia i na proces
rehabilitacji pooperacyjnej.
Zgodnie z przewidywaniami Europejskiego
Towarzystwa Kardiologicznego
(European Society of Cardiology),
do roku 2030 ponad 20% pacjentów
w wieku powyżej 75-u lat przejdzie
operację w znieczuleniu ogólnym przynajmniej
raz do roku.
Już teraz ponad 70% pacjentów powyżej
65 roku życia zmaga się z chorobami
przewlekłymi. Najczęstszymi przyczynami
zgonów w Polsce są choroba niedokrwienna
serca, udar mózgu i rak płuc– choroby,
których etiologia, jak i prognoza, związane
są również z wzrastającym wiekiem pacjenta.
Te schorzenia stanowią dodatkową
pulę ryzyka w przypadku postępowania
anestezjologicznego i chirurgicznego.
Pomimo faktu, że wiek nie wpływa bezpośrednio
na ryzyko komplikacji pooperacyjnych,
schorzenia związane z wiekiem,
takie jak choroby układu oddechowego,
znacząco wpływają na wynik wskaźnika
MACEs określającego występowanie istotnych
niepożądanych okołooperacyjnych
zdarzeń sercowo-naczyniowych.
W związku z przewidywanymi zmianami
demograficznymi i ewidentnym starzeniem
się społeczeństwa, jak również wpływem
tych zmian na Ochronę Zdrowia, należy
przeprowadzić re-ewaluację obecnie używanych
wytycznych w przypadku postępowania
z osobami starszymi (pacjenci
geriatryczni) w celu wprowadzenia bezpieczniejszych
praktyk w czasie wykonywania
znieczulenia, jak i również podczas
postępowania przed- i po-zabiegowego.
Według Światowej Organizacji Zdrowia
(WHO), pacjentami geriatrycznymi nazwane
są osoby od 65-go roku życia. W Polsce,
leczenie geriatryczne zależne jest od
ilości i wpływu schorzeń wieku starczego
na jakość życia pacjenta, tym samym pacjentem
geriatrycznym możemy nazwać
nawet osoby 60-cio letnie.
Większość międzynarodowych źródeł,
szczególnie z Wielkiej Brytanii, mówiąc
o leczeniu geriatrycznym, nie wspomina
o wieku właśnie z powyżej opisanego powodu.
Był inicjatorem wprowadzenia dla lekarzy
najwyższego uhonorowania pracy na rzecz
środowiska lekarskiego – Tytułu i Odznaczenia
Pro Gloria Medici – Ku Chwale Lekarzy.
Był uznanym i szanowanym wychowawcą
młodych lekarzy, dbającym o kreowanie
wzorców opartych o uznane autorytety.
Kruchość starcza (z j. ang. frailty) nazywana
również wątłością starczą, zespołem
kruchości, zespołem słabości starczej jest
długotrwałym, wielonarządowym, wielowymiarowym
wyeksploatowaniem organizmu
spowodowanym stanem nagromadzenia
się z wiekiem stresu fizjologicznego, oksydacyjnego,
replikacyjnego, genotoksycznego,
metabolicznego i immunologicznego,
powodującym obniżenie odporności
jak i możliwości przystosowania się do zewnętrznych
bodźców środowiskowych.
Fried et al. opisał kruchość starczą
jako kombinację pięciu kryteriów: utraty
masy ciała (spowodowana zmianami
metabolicznymi związanymi z wiekiem,
problemami żywieniowymi, jak i również
sarkopenią), osłabienia, zmniejszenia
wydolności i wytrzymałości organizmu
(z j. ang. stamina), spowolnienia i niskiej
aktywności fizycznej.
By zaliczyć pacjenta jako kruchego,
według najczęściej używanego wskaźnika
Freid’a (FP) (z j. ang. Fried’s Phenotype),
muszą występować 3 lub więcej kryteria
(tabela 2.1).
Oryginalne kryteria opisane w tabeli
2.1 zostały zdefiniowane przez dr. Fried’a
na podstawie Cardiovascular Health
Study. Wiele publikowanych w ostatnim
czasie artykułów naukowych podaje również zaktualizowane definicje na podstawie
nowszych badań, biorących pod uwagę
procesy starzenia się wyłącznie u kobiet.
Pomimo powszechności wskaźnika FP,
nie jest on szczególnie informatywny. Po
pierwsze, wskaźnik jest binarny, tzn. pacjent
albo przejawia kruchość albo nie. Wysokość
wskaźnika, faktyczny stan pacjenta
podczas zabiegów i występowanie komplikacji
są jedynie powiązane w anegdotach.
Po drugie, za wysokością wskaźnika nie
idą żadne okołooperacyjne wytyczne.
Z powodu wpływu kruchości starczej
w szczególności na system krążenia, lepszym
wskaźnikiem jest American College
of Surgeons National Surgical Quality Improvement
Program (ACS NSQIP) zaproponowany
na użytek określenia wpływu
zabiegu i znieczulenia na osobach starszych
przez Europejskie Towarzystwo Kardiologiczne
w 2022 roku.
Pomimo, że kruchość nie jest jedną ze
składowych powyższego wskaźnika, pewne
patologie i zmiany fizjologiczne przejawiające
się z wiekiem brane pod uwagę
przy determinowaniu kruchości są również
składowymi wskaźnika NSQIP.
Głównymi zaletami tego wskaźnika są
dostosowanie do rodzaju wykonywanego
zabiegu, wieku i chorób przewlekłych.
Jedną ze znaczących przewag wskaźnika
NSQIP nad innymi tego typu jest możliwość
przewidywania 30-dniowej pooperacyjnej
jakości życia pacjenta, np. niezależność,
występowanie odleżyn, itp.
Wskaźnik, jak i instrukcje stosowania
oraz powiązana literatura naukowa dostępne
są na oficjalnej stronie ACS:
https://riskcalculator.facs.org/RiskCalculator/
PatientInfo.jsp
Urodziłem się w bardzo biednej, wielodzietnej
rodzinie i byłem bardzo chorowitym
dzieckiem. Miałem jednak trochę
szczęścia, bo zajęła się mną siostra matki
i zabrała do siebie, do Warszawy, gdzie
mieszkała. Poszła ze mną do lekarza, który
pomógł mi wyzdrowieć i to było moje
pierwsze zetknięcie z medycyną w wieku
trzech lat.
Wybuchła II wojna światowa, a moje
zdrowie nadal szwankowało – przeszedłem
kolejne zapalenia płuc, gruźlicę, a leków
dla Polaków nie było. Mimo to udało
mi się przeżyć, dzięki staraniom lekarzy,
pielęgniarek i mojej ciotce.
Po wojnie poszedłem do szkoły podstawowej.
Nauka szła mi dobrze, Ciotka
chcąc mi zapewnić dobry start życiowy,
załatwiła mi pracę i naukę u krawca. Ale
w ostatniej klasie podstawówki wysłano
uczniów na badania psychologiczne. Niespodziewanie
wypadłem w nich nadspodziewanie
dobrze. W efekcie pani psycholog
przekonała moją ciotkę, że stać mnie
na więcej i w rezultacie tej rozmowy poszedłem
do liceum. Nauka przychodziła mi
łatwo, dużo czytałem, zwłaszcza literaturę
z dziedziny popularno-naukowej, głównie
biologii. Dzięki interwencji poradni psychologicznej
otrzymywałem też stypendium.
Nadal marzyłem o medycynie. W połowie
nauki w liceum odwiedzili mnie dwaj
elegancko ubrani panowie z propozycją
pomocy materialnej w zamian za współpracę.
Domyśliłem się, że to UB i nie
chciałem w to wchodzić, więc wychodząc
powiedzieli, że chcieli pomóc, ale mogą
i zaszkodzić. Odmówiłem.
Zapomniałem o tym spotkaniu i po zdaniu
matury – złożyłem w dyrekcji podanie
na medycynę. Dyrektor nie przyjął podania
mówiąc: „Przecież wiesz, dlaczego im się
nie odmawia”. Wobec tego zdałem na Politechnikę
Gdańską i rozpocząłem studia.
Nocami pracowałem w porcie, by zarobić
na utrzymanie. Obowiązywała dyscyplina
studiów i łączenie ich z pracą nocną
nie było łatwe, w dodatku wciąż śniła mi
się medycyna. Tymczasem wziąłem urlop
dziekański i podjąłem pracę zarobkową
w Gminnej Spółdzielni. To znów nie było to.
Może uda się pogodzić medycynę i kłopoty
finansowe, jeśli będę studiował na wojskowej
uczelni? Na WAM-ie było aż 6 egzaminów,
ale zdałem je dobrze. Jednak komisja
kwalifikacyjna zdecydowała, że nie
jestem wystarczająco zdyscyplinowany dla
tej uczelni (zmiana kierunku studiów), ale
zapewniono mi wstęp na uczelnię cywilną.
Wybrałem Gdańską Akademię Medyczną.
Studia medyczne były dla mnie przyjemnością.
Zaliczałem kolejne lata, a na V i VI
roku pracowałem jako pielęgniarz w gabinecie
chirurgicznym gdańskiego pogotowia
ratunkowego, który prowadził dr Piskozub.
To on nauczył mnie praktycznie małej chirurgii;
zakładanie gipsów, opatrunków, rodzajów
szwów chirurgicznych, szycia ran.
Po ukończeniu studiów rozpocząłem
staż w kolejnych szpitalach powiatowych,
poszukując pracy z obiecanym w stypendium
fundowanym mieszkaniu. W oddziale
chirurgicznym mogłem wykazać się trochę
znajomością chirurgii, więc wcześnie dostałem
samodzielne dyżury tzw. ogólne,
a więc wywiad, badanie dokumentacji,zlecenia, ewentualnie krzyżowanie krwi,
bo laboratorium i krwiodawstwo czynne
tylko rano. W razie konieczności operacji
– telefon do ordynatora chirurgii lub ginekologii,
potem asysta lub podanie narkozy
eterowej na maskę. Na innych oddziałach
też trzeba było sobie radzić, czasem pytać
starszych kolegów.
Po 2-letnim stażu trzeba było rozejrzeć
się za mieszkaniem i możliwościami
specjalizacji. Znów miasto powiatowe,
propozycja pracy w Sanepidzie. To nie
zabiegówka, ale trochę lepiej płatna, no
i z mieszkaniem, plus ½ etatu w Oddziale
Ginekologiczno-Położniczym. Po kilku latach
już tylko oddział, specjalizacja, potem
ordynatura, ale znów w innym miejscu.
Jeszcze wcześniej, kiedy musieliśmy
pracować także w pogotowiu, najgorsze
były wyjazdy do krańców rozległego powiatu,
gdzie jeszcze była większość nieubezpieczonych,
a później liczne wezwania
do ubezpieczonych już mieszkańców PGR-
-ów, którzy nieraz wzywali do byle czego.
Wtedy jeszcze nie było telefonów w karetce.
Zimy tam były śnieżne i mroźne. Właśnie
wezwano nas do porodu. Karetka nie mogła
dojechać przez zwały śniegu, a rodząca nie
miała siły iść przez głębokie zwały, prowadził
ją sanitariusz. Po chwili kobieta stęknęła
i urodziła na śniegu noworodka. Owinąłem
go w zestaw porodowy i szliśmy dalej, ale
po chwili znów stęknęła i.. urodziła drugiego
żywego noworodka. Oba dotarły zdrowo
do oddziału, nawet kataru nie miały…
Na oddziale były słuchawki i ręce, gumowa
gruszka do odsysania nosa noworodka.
Po wielu latach pojawiły się respiratory, wenflony i motylki, pompy infuzyjne,
aparaty rejestrujące stan matki i płodu,
nowoczesne aparaty do narkozy, którą prowadził
anestezjolog, a nie stażysta, wreszcie
nieocenione USG! Można było o wiele
więcej zobaczyć i w odpowiednim czasie
zadziałać.
Wśród wielu różnych przypadków, nieraz
trudnych, zdarzały się i komiczne sytuacje. Pewnego razu pogotowie przywiozło
na oddział kobietę we wstrząsie z krwotokiem
poporodowym odbytym w domu. Stan
był bardzo ciężki, nie mogła być w tym
stanie nigdzie też odesłana. Na szczęście
udało się opanować sytuację i po kilku
dniach została wypisana. Kiedy już prawie
zapomniałem o pacjentce, zjawił się jej
mąż. „Coś się stało, albo przyniósł kwiaty” – pomyślałem. Myliłem się jednak, bo on
tylko zapytał, gdzie się podziały kalosze,
w których żona przybyła do szpitala...
Decyzję o wyborze zawodu podjęłam
późno; od zawsze byłam humanistką, ale
przypadek sprawił, że na wakacyjnym
obozie wędrownym uległam wypadkowi
w przeddzień powrotu i nieprzytomna
znalazłam się w kieleckim szpitalu. Tam,
po odzyskaniu przytomności i jakiej takiej
formy, zaczęłam interesować się pracą
na oddziale, zaprzyjaźniałam się z pielęgniarkami.
Dziewczyny były sympatyczne,
uśmiechnięte, życzliwe dla pacjentów, a ja
miałam kompleksy, jak to często bywa
w wieku dojrzewania. Chciałam w życiu
robić coś pożytecznego, być zawsze potrzebną
i chętnie widzianą, mimo mankamentów
urody, do których doszły teraz
blizny po wypadku.
W wieku 17 lat rozpoczęłam studia
medyczne w Gdańsku, gdzie mieszkałam
z rodzicami. W środku 5-go roku okazało
się, że przede mną jeszcze 6-ty rok, ale
i to przetrwałam i w 1963 roku uzyskałam
dyplom. Miejsca stażowego musiałam
szukać na drugim końcu Polski ze
względu na stypendium fundowane męża.
tak, po dłuższych poszukiwaniach miejsca
z obiecanym w stypendium mieszkaniem,
wylądowaliśmy w Brzozowie,
malutkim powiatowym miasteczku, gdzie
właśnie kończono budowę bloku. Na razie
zamieszkaliśmy w wynajętym pokoju
i zostaliśmy zaprzęgnięci do rutynowych
obowiązków – oddział dziecięcy i noworodkowy
z dyżurami bez żadnej obstawy.
Chirurg i ginekolog byli, co prawda,
pod telefonem, ale mieszkali w dość odległych
wsiach i nie zawsze udawało się ich
ściągnąć. Szpital miał duże braki kadrowe
na wszystkich czterech oddziałach, więc
trzeba było jakoś sobie radzić. Na którymś
dyżurze musiałam o północy zszyć
trzy rany cięte u biesiadnika z wiejskiego
wesela, mając do pomocy młodziutką pielęgniarkę.
Ręce mi się trzęsły i trochę to
trwało, zwłaszcza z raną na głowie, którą
musiałam przedtem dokładnie sondować.
Udało się, choć igły były wielokrotnego
użytku, często tępe i wykrzywione, ale
pacjent przeżył, a ja nieco okrzepłam psychicznie.
Laboratorium i krwiodawstwo czynne
do 15-tej, anestezjologa brak, do odsysania
noworodka jedynie gumowa gruszka,
RTG też do 15-ej, rzadko z opisem.
Ale nie te trudności skłoniły mnie do
zmiany, lecz brak obiecanego mieszkania.
Blok co prawda ukończono, ale mieszkanie
dostał szpitalny palacz…
Po kilku przeprowadzkach coraz bardziej
na północ kraju (bez mebli i dzieci nie
było to takie trudne), w różnych szpitalach
powiatowych poznawaliśmy nowych ludzi
i zaznajamialiśmy się z nowym sprzętem.
W użyciu były już wenflony i motylki.
Ostatecznie staż ukończyłam w Ostródzie,
gdzie szpital był większy i lepiej wyposażony
sprzętowo i kadrowo. Zdecydowałam
się na pediatrię. Przy tych wszystkich zmianach
cały czas uczyłam się i przygotowywałam
do egzaminu, ale to już po kolejnej
przeprowadzce, tym razem na Mazury.
Tam zrobiłam I i II stopień, a potem po kolejnej
zmianie objęłam ordynaturę oddziału
noworodkowego w powiatowym mieście.
Wyposażenie oddziału było żałosne, a dyrekcja niechętna nowym zakupom, bo i po
co, skoro noworodki trzeba tylko przewijać
i podać do karmienia, a chore odesłać.
Tak sądziło wielu dyrektorów szpitali i nie
tylko oni. Kiedy rzeczywiście trzeba było
odesłać chorego noworodka, wzywało się
karetkę z Torunia z położną, która nie miała
nic poza inkubatorem. Później to się zmieniło
i wezwana karetka „N” miała respirator
i pełne wyposażenie oraz pediatrę neonatologa.
Po kilku latach pojawiła się możliwość
specjalizowania się w neonatologii. Miałam
opory po tak długiej przerwie w zdawaniu
egzaminów, ale zdecydowałam się, co
umocniło mnie w przekonaniu, że jestem
na właściwym miejscu. W tej decyzji oparciem
był dla mnie docent, a później profesor
Czesław Zychowicz, który prowadził mnie
do specjalizacji i potem wspierał decyzję
o podjęciu pracy w oddziale noworodkowym,
kiedy miałam wiele wątpliwości.
W międzyczasie wiele się w Polsce
zmieniło – nowy sprzęt, nowe poglądy i teorie.
Całkowicie unowocześniono telefonię,
łączność była nieporównanie łatwiejsza,
zwłaszcza z ośrodkami referencyjnymi. No
i działał Owsiak, dzięki któremu otrzymaW międzyczasie wiele się w Polsce
zmieniło – nowy sprzęt, nowe poglądy i teorie.
Całkowicie unowocześniono telefonię,
łączność była nieporównanie łatwiejsza,
zwłaszcza z ośrodkami referencyjnymi. No
i działał Owsiak, dzięki któremu otrzymałam
wreszcie nowoczesny sprzęt – dobrze
wyposażone inkubatory dla wcześniaków,
zamiast dotychczasowych archaicznych,
respirator, pompy infuzyjne, nie mówiąc
o jednorazowych igłach, wenflonach, odsysaczach.
Jerzy Owsiak zorganizował
szkolenie personelu oddziału w kierunku
badania słuchu u wszystkich noworodków
i podarował oddziałowi cały sprzęt potrzebny
do tych badań, uzupełniał zużyty
sprzęt, utrzymywał kontakt z oddziałem,
doszkalał, chwalił, porównywał wyniki z innych
ośrodków. To wszystko mobilizowało
do pracy.
Już nie jeździły wózki z noworodkami
do matek, bo dzieci leżały obok nich i były
karmione piersią na żądanie. Po pewnym
czasie umożliwiono też odwiedziny u położnic,
co miało swoje dobre i złe strony.
Zależało to w dużej mierze od kultury osobistej
odwiedzających.
Pracując na umowie o pracę, trzeba
było nieraz w ZOZ-ie wspomóc Poradnię
Dziecięcą. Nierzadko więc zdarzało mi się
tam pracować (oprócz rutynowej Poradni
Patologii Noworodka). Przekrój pacjentów
był szeroki. Wśród licznych astmatyków
utkwiła mi w pamięci 5-letnia Ela, która
była bardzo częstym gościem i – jak to
dzieci – bała się kłucia. Ale pewnego dnia
pojawiła się z ogromną dusznością, a matka
nie bardzo chciała położyć ją na oddział.
Zdecydowałam się podać Eufilinę dożylnie.
Tym razem Ela ufnie wyciągnęła chudą
rączkę, wiedząc już, że to jej pomoże.
W czasie stażu na położnictwie – lata
temu – szef zlecił innej stażystce prowadzenie
porodu. Kiedy rodząca zaczęła
przeć, pojawiło się coś nietypowego –
może to sznur pępowinowy? – więc stażystka
wezwała szefa. W tym czasie nie
było usg, więc nie rozpoznano, że to będzie
poród pośladkowy, a to „coś” okazało
się siusiakiem noworodka…
W wolnych chwilach, których nie było za
wiele, zwłaszcza jak przyszło późne macierzyństwo,
lubiłam czytać beletrystykę,
rozwiązywać krzyżówki, jeździć do teatru,
no i tańczyć w karnawale… Nieco łatwiej
było z tymi przyjemnościami na kursach
doskonalących.
Moje dzieci nie kontynuują medycznych
zawodów. Być może dlatego, że widziały,
jak bardzo byliśmy zapracowani, niedospani
i w domu też sporo się nasłuchały o naszych
problemach zawodowych...
Szanowni Seniorzy,
Koleżanki i Koledzy.
Krótkie informacje o tym, co się wydarzyło
w ostatnim czasie.
Odbyło się kilka spotkań Komisji Senioratu
i Spraw Socjalnych – nieustannie zapraszamy
do czynnego udziału w pracach
Komisji. Działamy wszak dla dobra całej naszej
społeczności, która jest niemała i sięga
ok. 30% lekarzy naszej Izby.
W siedzibie naszej Izby w czwartek
6 marca br. odbyło się otwarcie wystawy
prac Pani dr Renaty Żenkiewicz. Przepiękne
i niecodzienne prace to obrazy malowane
tkaniną, czyli patchworki. Zajęły one całą
ścianę sali konferencyjnej. Uświetniły również
obrady Okręgowego Zjazdu Lekarzy
KPOIL w dniu 29.03.2025 r.
W dniu 22.03.2025 r. zorganizowaliśmy
wyjazd do Opery NOVA w Bydgoszczy
na spektakl „Madama Butterfly” – pojechało
45 osób, wróciło tyle samo w pełni zadowolonych.
Rezerwujcie terminy, przekazujcie znajomym,
czekajcie na SMS. Do zobaczenia.
Komisja Senioratu i Spraw Socjalnych
Autorka prezentowanych prac jest lekarzem, specjalistą neurologiem, obecnie
aktywną
zawodowo emerytką. Szyciem obrazów – patchworków zajmuje się od lat. Tematy
swoich prac czerpie z różnych źródeł – z reprodukcji klasyków, pocztówek, zdjęć, z internetu.
Adoptuje wzory do możliwości stosowanej techniki. Narzędziem jej twórczości jest
40-letnia maszyna do szycia marki Łucznik. Wykorzystuje materiały z odzysku: tkaniny,
włóczki, biżuterię, guziki. Oprócz prezentowanych prac zajmuje się jeszcze tkaniem gobelinów.
Dużo satysfakcji sprawia autorce przekonanie, że jej twórczość dodaje światu
piękna i... zmniejsza ilość śmieci.
Renata Żenkiewicz wystawiała swoje prace w Galerii Sponsorów Oddziału
Hematologii
Szpitala Miejskiego w Toruniu, w Lipsku w Niemczech, w Galerii „Nowa” w Rypinie, w Domu
Kultury w Prabutach, w siedzibie Kujawsko-Pomorskiej Okręgowej Izby Lekarskiej w Toruniu,
w Muzeum Ziemi Dobrzyńskiej w Rypinie. Jej prace zostały dwukrotnie wyróżnione
na Ogólnopolskiej Wystawie Malarstwa Lekarzy w Łodzi.
Każda twórczość bierze się z głębokiej, często nienazwanej potrzeby.
Komponowanie,
pisanie, malowanie jest czasami jedynym sposobem wyrażania siebie. Sposobem na rozładowanie
emocji, ale również wielkim ich źródłem.
Od wielu lat organizuję różnorodne spotkania
nocne. Lekarze i lekarze dentyści długo
pracują, mają zajęte weekendy, wciąż nie
pasują im terminy, które mogliby aktywnie
spędzić na rzecz samorządu. Stąd pomysł,
by kultura i sztuka grały po zachodzie słońca.
Noce w muzeach, tak popularne w całej
Europie, wymyśliłem na długo przed ustawiającymi
się kolejkami do największych galerii
i kameralnych przestrzeni wystawienniczych.
Raz na pół roku można wszak nie dospać, albo
wyśnić na jawie magię miejsc przyprószonych
historią. Nie raz, nie dwa, sztuczne światło,
czy półmrok, wydobywają walory, których nie
można dostrzec w zwykłym cyklu dnia. Inaczej
jest w teatrze, do którego z reguły chodzimy po
godzinach pracy.
Z repertuaru gorzowskiego teatru wybrałem
„Wiśniowy sad” Antoniego Czechowa.
Z kilku powodów. Pierwszym był autor: piszący
lekarz. Drugim reżyser: Jan Tomaszewicz,
jednocześnie dyrektor sceny. Trzecim: scenografia
i kostiumy mojego przyjaciela Krzysztofa
Małachowskiego, który tak bardzo pomógł
nam w przygotowaniu opolskiego koncertu
podczas Kongresu Kultury i Historii Lekarskiej
w 2023 roku. Każdy pretekst był wart realizacji,
a wszystkie razem stworzyły wieczór, który zapadł
mi w pamięć na dłużej.
„Wiśniowy sad” widziałem wiele razy. Na
spektakl w krakowskim Starym Teatrze nawet
się niechlubnie spóźniłem, gdy zakorkowane
samochodami ulice nie pozwoliły na czas przybyć
z odległego miasta. Wchodzenie na widownię
po trzecim dzwonku zawsze stanowi
dyskomfort i trudność w podążaniu za kolejnymi
scenami. W Gorzowie odbyło się wszystko
zgodnie z planem. Opuszczona nad bordową
kanapą kurtyna uniosła się wraz z biciem zegara,
a każdy element scenografii i detal kostiumu,
przypominał o przepisie na doskonałe
owoce, który z biegiem lat został zagubiony.
Recenzje teatralne mają pewne wady. Najlepiej
adresuje się je do osób, które daną sztukę
widziały, ryzykując ujawnienie poglądów, z którymi
Czytelnik nie będzie się zgadzał. Dla tych,
których na spektaklu nie było i raczej go w przyszłości
nie zobaczą, może to być tylko zachęta,
puenta lub esej emocjonalny z ułomnym streszczeniem
fabuły i koncepcji reżyserskiej. Z podziwem
czytam recenzentów mających ambicje
objaśnienia zdarzeń dramaturgicznych, gestów
i symboli. Nie rzadko towarzyszy temu przypomnienie
treści, nie bez znaczenia, gdy realizacja
odchodzi od oryginału i dokładane są inne
teksty, czasami bardzo odległe od pierwotnego
egzemplarza. W przypadku gorzowskim takim
wyłomem były piosenki i precyzyjnie zaplanowane
przerywniki pantomimiczne. Świetną grę
aktorską uzupełniała ponadto scenografia, której
założenia decydowały docelowo o interpretacji
dzieła i jasnym przekazie: co reżyser miał
na myśli?
Głównym meblem minimalistycznej (jak
zawsze) dekoracji Małachowskiego była
przeszklona szafa pomalowana na wiśniowo,
a w niej filiżanki i dzbanki, talerzyki i bibeloty,
zdjęcia, szkatułki i metronom, który tyka miarowo
od pierwszej do ostatniej sceny. Stały
element domu z szufladami na dole wypełnionymi
dokumentami, schowkiem na gotówkę,
pamiątkami wystawionymi na widok publiczny
Symbol spokoju i ciągłości pokoleń. Przedmiot,
którego nikt nie zauważa, kiedy jest i bez
którego nikt nie wyobraża sobie przestrzeni
codzienności, gdyby go zabrakło. Wokół toczy
się zatem życie: poszukiwanie kredytów,
narzeczonych, sensów, marzeń i pokus. Wokół
rośnie sad ludzkich pragnień – kwitnie, obumiera
i czeka, aż spadnie topór nowych czasów,
panów i priorytetów.
Kulminacyjnym momentem spektaklu, którym
zaprzątam Państwu głowę, jest śmierć
Firsta - najwierniejszego ze służących. Zapomnianego
przez wszystkich. Porzuconego, jak
szafa, która nagle przewraca się i roztrzaskuje,
a światło gaśnie.
Kiedy opadła kurtyna zebraliśmy się w teatralnej
kawiarence, aby porozmawiać z realizatorami.
Była noc, szumiał ekspres do kawy,
toczyła się dyskusja o kondycji polskiej sztuki,
o modach scenicznych i idei, która przyświecała
podczas przygotowań do „Wiśniowego
sadu”. A później korowodem poszliśmy przez
foyer, zakamarki kulis, pracownie plastyczne,
kieszenie sceny i zaplecza, by ostatecznie stanąć
przy szafie – podniesionej przez brygadiera
sceny i znów gotowej do upadku.
Czasem myślę, że wiśniowa szafa samorządu
lekarskiego, została potłuczona ostatecznie.
A potem kończy się noc.
Historia jakich wiele. Przychodzi pacjent do lekarza. Lekarz bada
pacjenta, diagnozuje problem,
ordynuje odpowiednią terapię, wyznacza następny termin wizyty, na którą pacjent (bez
wcześniejszej zapowiedzi) nie przychodzi. Za jakiś czas, pacjent umawia się na wizytę, którą
akurat w tym przypadku, zamierza zrealizować. W czasie jej trwania, pacjent zarzuca lekarza
pretensjami, że leczenie (zaplanowane w czasie wizyty nr 1) nie przyniosło rezultatu. Pacjent
narzeka, że czuje się cały czas źle. Sugeruje, że lekarz dopuścił się błędu medycznego. Na
zadane
przez lekarza pytanie czy zażywał zaordynowane leki oraz dlaczego nie przyszedł na ustalony
termin wizyty kontrolnej, pacjent postanawia subtelnie zmienić temat rozmowy.
W opisanej sytuacji pojawić się może całkiem
zasadnie pytanie: Czy jeśli lekarz wie,
że ma do czynienia z pacjentem, który nie
przychodzi na wyznaczane wizyty, nie stosuje
się do zaordynowanej terapii, a następnie
pojawia się niczym zjawa w Halloween z litanią
żalów o brak skuteczności leczenia,
powinien dalej leczyć takiego pacjenta czy
stanowczo odmówić kontynuacji ryzykownej
terapii. Ryzykownej ponieważ leczenie
pacjenta, który nie stosuje się do zaleceń
lekarskich, dodatkowo, dość luźno traktuje
kolejne wyznaczone terminy wizyt obarczone
jest większym, niż przeciętnie, ryzykiem
niepowodzenia. Myślę, że nie muszę w tym
miejscu dopisywać informacji, kto zostanie
obwiniony za to, że leczenie nie przyniosło
pożądanego rezultatu.
W opisanych powyżej warunkach, możliwe
jest skorzystanie przez lekarza z prawa odstąpienia od leczenia pacjenta. Żeby
jednak uczynić zadość wszystkim formalnościom,
należy pamiętać o właściwej kolejności
postępowania. Trzymając się zatem
przykładu „niewspółpracującego” pacjenta,
lekarz w pierwszej kolejności powinien go
poinformować, że stosowanie się do zaleceń
lekarza oraz przychodzenie na wyznaczone
wizyty kontrolne jest podstawowym warunkiem
skuteczności leczenia. Należy pacjenta
ostrzec, że kontynuacja opisanego wcześniej
zachowania spowoduje, że lekarz odstąpi od
leczenia pacjenta. Następnie, umieszczamy
w dokumentacji medycznej zapis, że pacjent
został poinformowany o tym, że jego zachowanie
(tu dokładnie opisujemy jego szczegóły)
może zniweczyć proces leczenia, jest
dla nas nieakceptowalne oraz wskazujemy,
że uprzedziliśmy pacjenta, że kontynuacja
opisanej powyżej postawy spowoduje odstąpienie
od leczenia pacjenta.
W sytuacji, gdy ostrzeżenie nie wywoła
zmiany zachowania uprzedzonego już
o możliwych konsekwencjach pacjenta, wówczas
mamy prawo odstąpić od jego dalszego
leczenia, informując jednocześnie o innych
możliwościach uzyskania danego świadczenia
zdrowotnego. Oczywiście, powyższe wpisujemy
do dokumentacji medycznej.
Należy w tym miejscu poczynić istotne
zastrzeżenie – lekarz nie może skorzystać
z prawa odmowy bądź odstąpienia od leczenia
w sytuacjach, gdy takie zachowanie
mogłoby „spowodować niebezpieczeństwo
utraty życia, ciężkiego uszkodzenia ciała lub
ciężkiego rozstroju zdrowia” (art. 30 Ustawy
z dnia 5 grudnia 1996 r. o zawodach lekarza
i lekarza dentysty).
Powrót do poruszanego już przeze mnie
w przeszłości tematu odmowy i odstąpienia
od leczenia został niejako wymuszony przez
pojawiające się ostatnio coraz częściej problemy,
związane, mówiąc ogólnie, z relacjami
pomiędzy lekarzem a pacjentem, w tym
także osobami trzecimi, które pacjentowi
towarzyszą. Warto zatem odświeżyć sobie
kilka ważnych informacji, pozwalających
na właściwe, pod względem formalnopraw
nym, wykorzystanie uprawnienia lekarza
do tego, aby w pewnych sytuacjach pacjenta
nie leczyć.
Należy, na początek wskazać, że prawo
do odmowy leczenia lub odstąpienia od leczenia
przyznają lekarzowi zapisy Ustawy
z dnia 5 grudnia 1996 r. o zawodach lekarza
i lekarza dentysty (w dalszej części tekstu,
będę posługiwać się słowem: „Ustawa”) –
mówi o tym art. 38. Powyższą możliwość
dopuszcza także Kodeks Etyki Lekarskiej,
który w art. 7 precyzuje: „w szczególnie uzasadnionych
wypadkach lekarz może nie podjąć
się lub odstąpić od sprawowania opieki
nad pacjentem, z wyjątkiem przypadków, gdy
zwłoka w jej udzieleniu mogłaby zagrażać
życiu lub spowodować znaczne pogorszenie
stanu zdrowia pacjenta w krótkim czasie. Nie
podejmując albo odstępując od sprawowania
opieki nad pacjentem lekarz wskazuje pacjentowi
inną możliwość uzyskania pomocy
lekarskiej”.
Zgodnie z brzmieniem zapisów Ustawy,
lekarz nie może odmówić leczenia czy
od niego odstąpić w sytuacji, gdy zwłoka
w udzieleniu pomocy medycznej byłaby dla
pacjenta na tyle groźna, że mogłaby spowodować
niebezpieczeństwo utraty życia,
ciężkiego uszkodzenia ciała lub ciężkiego
rozstroju zdrowia.
„Stwierdzenie, że nie występuje przypadek
niecierpiący zwłoki w rozumieniu komentowanego
przepisu, oznacza, że lekarz
przed odmową podjęcia się lub kontynuacji
leczenia powinien co najmniej przeprowadzić
wywiad, obejrzeć i ewentualnie zbadać pacjenta.
Dotyczy to zwłaszcza sytuacji, gdy
sam pacjent lub członek jego rodziny domaga się zbadania przez lekarza albo gdy lekarz
sam podejmie podejrzenie na podstawie obserwacji
własnej pacjenta, że może wchodzić
w grę przypadek niecierpiący zwłoki” (patrz:
E. Zielińska, B. Namysłowska-Gabrysiak [w:]
E. Barcikowska-Szydło, A. Dąbek, R. Kubiak,
K. Majcher, M. Malczewska, K. Sakowski, K.
Syroka-Marczewska, E. Zielińska, B. Namysłowska-
Gabrysiak, Ustawa o zawodach lekarza
i lekarza dentysty. Komentarz, wyd. III,
Warszawa 2022, art. 38.).
Należy w tym miejscu podkreślić rozróżnienie
pomiędzy „odmową leczenia” a „odstąpieniem
od leczenia”. Skutek każdej z powyższych
opcji zasadniczo posiada wspólny
mianownik. Jednak należy tutaj wskazać
na pewne różnice formalne. Odmawiamy
leczenia pacjenta, wobec którego nie rozpoczęliśmy
jeszcze procesu terapeutycznego
– co ważne, może to być także nasz „stary”
pacjent, ale który pojawia się w gabinecie
z nowym problemem zdrowotnym. Odstępujemy
zaś od leczenia takiego pacjenta, którego
terapię już prowadzimy.
Zgodnie z zapisami Ustawy: „w przypadku
odstąpienia od leczenia, lekarz ma
obowiązek dostatecznie wcześnie uprzedzić
o tym pacjenta lub jego przedstawiciela
ustawowego bądź opiekuna faktycznego
i wskazać realne możliwości uzyskania tego
świadczenia u innego lekarza lub w podmiocie
leczniczym.”
Ważną informacją, wypływającą z przywołanego
przepisu jest nakaz uprzedzenia
pacjenta o zamiarze lekarza, aby odstąpić
od leczenia. Uzasadnieniem istnienia takiego
obowiązku, jest uniknięcie sytuacji, w której
pacjent będzie zaskoczony decyzją lekarza
o odstąpieniu od leczenia oraz z jednej strony:
zabezpieczenie mu czasu niezbędnego
do wyszukania innego lekarza, a z drugiej
strony: stworzenie możliwości np. korekty
swojego zachowania – jeśli to ono jest przyczyną
powyższej decyzji lekarza.
Odstępując od leczenia, aby pozostać
w zgodzie z zapisami Ustawy, wskazujemy
pacjentowi realne możliwości otrzymania
świadczenia zdrowotnego w innym miejscu.
Mając na uwadze realia systemu opieki
zdrowotnej w Polsce, powyższe zobowiązanie
należy uznać za trudne do spełnienia.
Ustawodawca zakłada bowiem, że lekarz nie
tylko będzie posiadał aktualną wiedzę, dotyczącą
tego kto i gdzie udziela określonych
świadczeń zdrowotnych, ale będzie także
świadomy tego, gdzie określone świadczenie
zdrowotne, pacjent będzie mógł uzyskać
w ramach Narodowego Funduszu Zdrowia.
Zgodnie z wymogami, zawartymi w Ustawie,
w przypadku odstąpienia od leczenia
lekarz ma obowiązek uzasadnić i odnotować
ten fakt w dokumentacji medycznej. Powyższy
wymóg jest o tyle istotny, że pozwala
na weryfikację tego, czy powody, którymi
kierował się lekarz odstępując od leczenia
pacjenta, były na tyle obiektywnie istotne, że
uzasadniały ten radykalny krok. Celem tego
zapisu jest wyeliminowanie dowolności oraz
ewentualnego nadużycia w stosowaniu prawa
do odstąpienia od leczenia.
Dla lekarzy zatrudnionych na podstawie
stosunku pracy (umowa o pracę) oraz wykonujących
zawód w ramach służby Ustawa
przewiduje dwa dodatkowe wymogi, które
należy spełnić, aby można skorzystać z prawa
do odstąpienia od leczenia pacjenta.
Zgodnie z treścią art. 38 ust. 3 Ustawy
– jeżeli lekarz wykonuje swój zawód na podstawie
stosunku pracy lub w ramach służby,
może nie podjąć lub odstąpić od leczenia,
jeżeli istnieją poważne ku temu powody, po
uzyskaniu zgody swojego przełożonego.
Dodatkowe kryteria, które muszą zostać
w tym przypadku spełnione, aby odstąpienie
od leczenia było zgodne z przepisami prawa
stanowią: poważne powody (uzasadniające
odstąpienie od leczenia) oraz zgoda wydana
przez przełożonego lekarza chcącego odstąpić
od leczenia pacjenta.
W tym miejscu warto nawiązać do przywołanego
na początku niniejszego tekstu
art. 7 Kodeksu Etyki Lekarskiej, który zezwalając
na odstąpienie od leczenia, posługuje
się pojęciem „szczególnie uzasadnionych
wypadków” uzasadniających odstąpienie od
leczenia.
Zarówno Ustawa o zawodach lekarza
i lekarza dentysty nie definiuje „poważnych
powodów” jak również nie czyni tego w odniesieniu
do „szczególnie uzasadnionych
wypadków” Kodeks Etyki Lekarskiej. Uznaje
się, że pojmowanie obydwu tych pojęć powinno
być tożsame.
Logicznie rzecz ujmując, należy rozumieć,
że definicją powyższą objęte będą przyczyny,
które są na tyle doniosłe, że obiektywnie
czynią racjonalną decyzję lekarza o rezygnacji
z leczenia pacjenta.
Jako „poważne przyczyny” lub „szczególnie
uzasadnione przypadki”, gdy odstąpienie
od leczenia (lub jego niepodjęcie) jest obiektywnie
uzasadnione uznaje się, przykładowo:
„obraźliwe zachowanie się wobec lekarza,
chroniczne niestosowanie się do zaleceń
lekarza niweczące proces leczenia, złośliwe
uchylanie się od uiszczenia umówionego honorarium.
Odstąpienie mogą też uzasadniać przyczyny leżące po stronie lekarza (np. jego
stan wyczerpania, zmęczenie, dramatyczna
sytuacja życiowa, w jakiej znalazł się on sam
lub osoba mu bliska, zmiana miejsca zamieszkania;
zob. A. Gubiński, Komentarz...,
s. 75). Odmowa leczenia może być też uzasadniona
zachowaniem się osób trzecich,
np. agresją okazywaną lekarzowi przez rodzinę
pacjenta. Przyczyny te mogą leżeć również
po obu stronach relacji lekarz – pacjent
i wynikać np. z utraty wzajemnego zaufania
wskutek konfliktu. Powodem odstąpienia od
kontynuacji leczenia może być też przekonanie
lekarza, że posiadana przez niego wiedza
i umiejętności nie są wystarczające do zapewnienia
pacjentowi skutecznej pomocy
lekarskiej albo że biorąc pod uwagę stan pacjenta,
wyczerpał już wszystkie dostępne mu
możliwości lecznicze.” (E. Zielińska „Ustawa
o zawodach lekarza i lekarza dentysty (…)”
op.cit.)
W tym miejscu należy podkreślić, że zarówno
odmowa leczenia jak i odstąpienie od
leczenia nie może być uzasadnione przesłankami
o charakterze dyskryminującym.
Przypomnijmy, że zgodnie z art. 3 Kodeksu
Etyki Lekarskiej „lekarz wypełnia swoje
obowiązki z poszanowaniem człowieka bez
względu na wiek, płeć, rasę, wyposażenie
genetyczne, narodowość, wyznanie, przynależność
społeczną, sytuację materialną,
poglądy polityczne, orientację seksualną lub
inne uwarunkowania.”
W kontekście „uzyskania zgody przełożonego”
– na odmowę leczenia lub odstąpienie
od leczenia, należy wskazać, że Ustawa
pozostaje tutaj na dość dużym poziomie
ogólności, nie konkretyzując bliżej osoby
„przełożonego”. Należy zatem uznać, że
w warunkach szpitalnych przełożonym, władnym
do wydania zgody na odstąpienie od leczenia
lub odmowę leczenia będzie zarówno
lekarz kierujący oddziałem jak również np.
dyrektor bądź jego zastępca. Warto w tym
miejscu poczynić istotne zastrzeżenie: zgoda
przełożonego musi być wydana PRZED
samą czynnością odmowy leczenia lub odstąpienia
od leczenia. Dla bezpieczeństwa
prawnego lekarza, który planuje odmówić
leczenia bądź od niego odstąpić ważne jest,
aby zgodę taką uzyskał w formie pisemnej.
Podsumowując pamiętajmy, że odmowa
leczenia lub odstąpienie od leczenia pacjenta
jest prawem lekarza. Nie jest to jednak
uprawnienie, z którego można skorzystać
w każdej sytuacji. Ustawa o zawodach lekarza
i lekarza dentysty wskazuje na obowiązek
udzielenia pomocy lekarskiej zawsze
wtedy, gdy zwłoka w jej udzieleniu mogłaby
spowodować niebezpieczeństwo utraty życia,
ciężkiego uszkodzenia ciała lub ciężkiego
rozstroju zdrowia. Z powyższego wynika
praktyczny, ważny wniosek. Jeśli chcemy
odmówić leczenia pacjenta czy odstąpić od
leczenia już przez nas rozpoczętego, zbadajmy
pacjenta, przeprowadźmy wywiad,
aby upewnić się, że pacjent nie znajduje
się w poważnym niebezpieczeństwie. Warto
o tym pamiętać dla bezpieczeństwa pacjenta
oraz naszego.