Meritum
Komentarz prezesa



     Szanowny Panie Prezesie,

     z uwagą zapoznałem się z treścią listu do lekarzy i lekarzy dentystów, skierowanego przez Pana – i rozpowszechnionego poprzez kanały informacyjne Naczelnej Izby Lekarskiej. Nie sposób nie odnieść się do tez, które Pan Prezes postanowił zawrzeć w swoim wystąpieniu.
     Zbyt ważny to głos, aby skazać go na przemilczenie. Proszę pozwolić, że uczynię to w ramach listu otwartego – zachowując więc formę odpowiedzi adekwatną do formy zastosowanej przez Pana Prezesa. Proszę, jak wyraz rzeczywistego dialogu, o rozpowszechnienie go wśród lekarzy i lekarzy dentystów tymi samymi kanałami informacyjnymi.
    W pierwszej kolejności należy podzielić opinię, wyrażoną przez Pana Prezesa, że: „każda dyskusja, nawet nosząca znamiona wyraźnej różnicy zdań może przynieść dobre rezultaty i uczynić naszą organizację silniejszą” – problem polega jednak na tym, że prawdziwej dyskusji w łonie naszego samorządu – brak.
    Czy można nazwać dyskusją sytuacje, do których dochodzi podczas posiedzeń Naczelnej Rady Lekarskiej – które zwykle kończą się dyskusji zamknięciem, zanim będzie ona mieć realną szansę na to, aby wybrzmiały jej pierwsze głosy? Warto także w tym kontekście wspomnieć okoliczności, mające miejsce podczas ostatniego Nadzwyczajnego Krajowego Zjazdu Lekarzy – gdzie próbowano dyskusję nad „prawdopodobnie najlepszym w Europie” Kodeksem Etyki Lekarskiej po prostu całkowicie wyeliminować – trudno zachowanie takie uznać za przejaw woli prowadzenia dialogu. I na zakończenie tego wątku, warto podnieść kolejny raz kwestię listy dyskusyjnej Delegatów na Krajowy Zjazd Lekarzy. Dziwnym zbiegiem okoliczności, to właśnie „samorząd przyszłości”, który: „słucha, angażuje i skutecznie działa” postanowił zamknąć to podstawowe narzędzie komunikacyjne, wykorzystywane przez Delegatów na KZL nie oferując w zamian innego rozwiązania. Jak to więc jest z prowadzeniem tej dyskusji w ramach naszego samorządu Panie Prezesie?
    Pan Prezes twierdzi, że „czas zakończyć etap wewnętrznych sporów o podłożu personalnym”. Z powyższym należy tylko się zgodzić. Problem jednak w tym, że chyba inaczej pojmujemy drogę do zakończenia „wewnętrznych sporów”. W ocenie wnioskodawców odwołania Pana Prezesa z tej zaszczytnej funkcji, to Nadzwyczajny Krajowy Zjazd Lekarzy, którego zwołania bezskutecznie się domagaliśmy i domagamy jest właściwym forum do zakończenia wewnętrznego konfliktu, który dramatycznie dzieli nasz samorząd.
    W tym miejscu warto przejść do najbardziej istotnych tez, postawionych przez Pana Prezesa, z którymi zgodzić się nie sposób. Pan Prezes twierdzi: „konkluzje z ostatniego posiedzenia Naczelnej Rady Lekarskiej, jak również wnioski z obrad Okrą4 3/2025 Meritum głego Stołu NIL są jednoznaczne”. Należy zauważyć, że jedynie twierdzenie o jednoznacznej konkluzji z ostatniego posiedzenia NRL wydaje się właściwe – tą konkluzją jest w naszej (t.j. wnioskodawców zwołania NKZL) ocenie – złamanie przez Naczelną Radę Lekarską obowiązujących przepisów prawa – poprzez niezwołanie NKZL pomimo złożenia odpowiednich wniosków przez ustawową liczbę okręgowych rad lekarskich. Czy taką konkluzję Pan Prezes miał na myśli?
     Trudno natomiast mówić o „jednoznacznych” – a nawet jakichkolwiek wnioskach z obrad tzw. „okrągłego stołu”. W tym miejscu należy podkreślić niedostatki organizacyjne tego przedsięwzięcia – w szczególności: brak agendy obrad, doboru gości, czasu i miejsca spotkania oraz zmieniona w ostatniej chwili jego forma i ranga. W trakcie obrad rzucała się w oczy nikła frekwencja, dodatkowo sam przebieg spotkania, polegał głównie na tym, że mówca wyrażał swoją aprobatę lub krytykę działania władz samorządu, a Pan Prezes postanowił nie odnosić się do konkretnych, padających w przestrzeni obrad, zarzutów. Ciężko w tym kontekście mówić o dialogu, tym bardziej o wnioskach z niego wypływających – w szczególności tych „jednoznacznych”.
     Pan Prezes wskazuje, że „wynik głosowania nad projektem uchwały w sprawie zwołania Nadzwyczajnego Krajowego Zjazdu Lekarzy (NKZL) odbieram jako jednoznaczne wotum zaufania dla mnie, ale przede wszystkim dla wizji samorządu, jaką Państwu zaproponowałem, rozpoczynając bieżącą kadencję”. Z powyższego cytatu, wypływa niestety smutna refleksja. Zgodnie z zapisami Ustawy o izbach lekarskich w przypadku złożenia poprawnych formalnie wniosków o zwołanie NKZL przez 1/3 liczby okręgowych rad lekarskich – Naczelna Rada Lekarska ZWOŁUJE Nadzwyczajny Krajowy.
    Zjazd Lekarzy. Poprawne wnioski zostały złożone przez opisaną Ustawą liczbę Okręgowych Rad. NRL nie zwołała Zjazdu. Zapis Ustawy o izbach lekarskich został złamany. Panie Prezesie, jak można ignorancję wobec obowiązującego prawa odbierać jako votum zaufania dla siebie? Pan Prezes podnosi, że: „wypracowany i przyjęty przez nas nowy Kodeks Etyki Lekarskiej jest powszechnie uznawany za prawdopodobnie najlepszy w całej Europie. Badania społeczne potwierdzają skuteczność przeprowadzonej przez nas i historycznej w dziejach samorządu kampanii wizerunkowej „Jestem Lekarzem, Jestem Człowiekiem.”
    Falę entuzjazmu, wynikającą z przywołanego powyżej cytatu, wypada poprzedzić pytaniem: kto konkretnie lub jaki podmiot czy organizacja uznaje nasz Kodeks Etyki za „prawdopodobnie” najlepszy w Europie? Postawiona przez Pana Prezesa teza o powszechności owego uznania powinna ułatwić wskazanie tych – jak rozumiem – autorytetów, nie mogących wyjść z podziwu dla przyjętych, przez nasz samorząd, regulacji. Podobnie ma się rzecz z zaprezentowanym, dobrym samopoczuciem Pana Prezesa odnośnie kampanii „jestem lekarzem, jestem człowiekiem”. Nie kwestionując celowości tej medialnej akcji, warto Panie Prezesie przytoczyć konkretne badania – ujawniając przy tym ich metodologię – mówiące o skuteczności kampanii. Warto to zrobić nie tylko z uwagi na wzgląd na wiarygodność własnych słów, ale także z uwagi na potrzebę transparentności ww. procesu.
    Pan Prezes pisze: „Wszyscy zgadzamy się, że nasz Samorząd Lekarski jest silny jak nigdy w swojej historii. Mamy największy w dziejach organizacji wpływ na bieżące wydarzenia i jesteśmy regularnie obecni w mediach jako wyraziciele stanowiska całego środowiska lekarskiego”. W tym miejscu rodzi się pytanie: kim są ci „wszyscy”, których Pan Prezes wspomina w przytoczonej wypowiedzi? Czy chodzi o „wszystkich” współpracowników Pana Prezesa? czy może chodzi o „wszystkich” kolegów i znajomych? Warto doprecyzować. Z jednym elementem powyższej wypowiedzi można się zgodzić, dotyczy to tej części, która mówi o regularnej obecności samorządu lekarskiego w mediach. Faktycznie, lekarski samorząd zawodowy jest od pewnego czasu „regularnie obecny w mediach” – głównie w kontekście niespotykanego w historii konfliktu wewnętrznego oraz sporu o zwołanie Nadzwyczajnego Krajowego Zjazdu Lekarzy w sprawie odwołania Prezesa NRL. Chyba zgodzimy się, że wspomniana obecność w mediach, nie jest tą, którą moglibyśmy zdefiniować jako pożądaną.
    Podsumowując, twierdzi Pan, Panie Prezesie: „(…) nas pasjonatów i osób, którym bliskie jest dobro naszego samorządu, jest znacznie więcej. A do pozostałych osób mam jedynie prośbę, żeby pamiętali o najważniejszej dla nas wszystkich zasadzie: po pierwsze nie szkodzić”. Pozwolę sobie również zakończyć niniejsze wystąpienie łacińską sentencją.
    W mojej ocenie nasz samorząd zawodowy rzeczywiście potrzebuje poważnej terapii, aby wyleczyć problemy, z którymi się boryka. Podstawą rozwiązania konfliktu jest rzetelne ustalenie jego przyczyn, a to, może się wydarzyć jedynie poprzez prawdziwą, wolną dyskusję, której w tej chwili – nawet zarysów – nie widać. Pamiętajmy o ważnej dla nas wszystkich zasadzie: „bona diagnosis, bona curatio”!
     1


     Dnia 7 marca 2025 r. w jednej z sal wykładowych Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego odbyło się spotkanie tzw. „okrągłego stołu” zorganizowane przez Naczelną Radę Lekarską w celu dyskusji o przyszłości Samorządu Lekarskiego w Polsce. Zostało one zorganizowane w związku z podjęciem uchwał przez 8 Okręgowych Rad Lekarskich domagających się zwołania Nadzwyczajnego Krajowego Zjazdu Lekarzy w celu rozpatrzenia wniosku o odwołanie lek. Łukasza Jankowskiego ze stanowiska Prezesa Naczelnej Izby Lekarskiej w związku z wieloma poważnymi zarzutami stawianymi jego osobie przez osiem ORL.
     Dzień wcześniej odbyło się posiedzenie NRL, na którym zdecydowano o niezwoływaniu NKZL celem rozpatrzenia wniosków o odwołania Prezesa NIL z jego stanowiska. Stanowiło to rażące naruszenie obowiązującego prawa, gdyż NRL miała obowiązek ustalić termin i miejsce NKZL, a nie decydować o jego zasadności.
     Na spotkanie okrągłego stołu przybyło co najmniej kilkuset lekarzy z całej Polski, sala wręcz pękała w szwach. Wszyscy wiedzieli, jaki jest porządek spotkania i o czym będzie dyskusja.
     Spotkaniu przewodniczył Wiceprezes NRL dr Klaudiusz Komor. Na początku wystąpili najbliżsi współpracownicy Prezesa Jankowskiego prezentując dokonania jego kadencji. Po każdym wystąpieniu była krótka dyskusja, gdzie pojawiały się głosy konstruktywnej krytyki lub pochwały tych osiągnięć. Następnie, głosu udzielono przedstawicielom izb krytykujących i stawiających zarzuty obecnemu prezesowi. Dyskusja była gorąca. Prezes Jankowski udzielał wyjaśnień i przedstawiał kontrargumenty. Głos zabierali też prawnicy przedstawiający stan prawny w obecnej sytuacji. Na koniec Prezes przedstawił dalszy plan działań, które chciałby realizować do końca swojej kadencji. Wszyscy byli zgodni, że obecny konflikt w samorządzie musi zostać zażegnany i każdy powinien trochę ustąpić.
     Ostatecznie Prezes przyznał, że zgodnie z prawem NKZL musi zostać zwołany, gdyż obecna sytuacja może być przyczyną bardzo poważnych perturbacji dla przyszłości samorządu. Zostanie przywrócona lista dyskusyjna dla delegatów na KZL. Należy też zapomnieć o osobistych animozjach i skupić się na współpracy. Wprowadzanie do samorządów rozwiązań rodem z polityki powinno przestać mieć rację bytu. Nie będą już podejmowane próby kończenia dyskusji przed jej rozpoczęciem, a wszystkie strony powinny być wysłuchane. Przyjmowane do realizacji będą propozycje w zależności od tego czy są słuszne, a nie od tego, kto je zgłasza. Nie będzie podziału na naszych i nie naszych. Koniec z dyskusją poprzez media. Konwent Prezesów powoła zespoły problemowe w celu naprawy obecnej sytuacji. Wszystkie pozytywne, ważne i korzystne dla lekarzy oraz samorządu projekty będą kontynuowane.
     Po zakończeniu okrągłego stołu wszyscy rozjechali się do domów z poczuciem, że wszystko się ułoży...
     I wtedy się obudziłem! Spojrzałem na leżący przede mną 4 numer Gazety Lekarskiej z bieżącego roku, a w nim tekst napisany przez Prezesa Jankowskiego pt. „Po pierwsze nie szkodzić”, w którym Prezes niezgodną z prawem decyzję NRL o niezwoływaniu NKZL nazywa „votum zaufania” do swojej osoby? Co więcej, nic nie wnoszącą, nie rozwiązującą żadnych problemów luźną wymianę myśli na tzw. „okrągłym stole”, nie zobowiązującą nikogo do niczego, przetykaną zwykłą propagandą sukcesu nazywa „wnioskami z dyskusji”?!
     Uważam to za zaszczyt fałszywej propagandy, hipokryzji i obłudy! Krótko mówiąc „Okrągły stół z kantem!

    W obecnym numerze Meritum tematykę kryzysu w Samorządzie Lekarskim omówiono szczegółowo w tekstach: „List otwarty Prezesa ORL w Toruniu” oraz „O co chodzi z tym Prezesem!”


    Zapewne dotarły do Państwa informacje o kryzysie jaki przetacza się przez nasz Samorząd. Wniosek o odwołanie Prezesa Naczelnej Rady Lekarskiej z pełnionej funkcji to sprawa poważna, a informacje są na tyle rozdrobnione, że czasami trudno się w tym wszystkim połapać.
    W maju 2022 r. Krajowy Zjazd Lekarzy (KZL) wybrał na nowego Prezesa Naczelnej Rady Lekarskiej (NRL) kol. Łukasza Jankowskiego. O przebiegu i atmosferze tych wyborów pisano już wówczas, wystarczy wspomnieć, że pozostawiły po sobie smutek, niesmak i głęboki podział w gronie delegatów. Niemniej jednak poszliśmy dalej. Cóż takiego się stało w przeciągu tych trzech lat rządów nowej władzy, by doprowadzić do bezprecedensowej sytuacji – wniosku o odwołanie Prezesa.
    W zaledwie godzinę po wyborze Prezes wycofał wszelkie upoważnienia dla dotychczasowych pracowników biura NIL, do redakcji podstron witryny internetowej, co oznacza natychmiastowe i całkowite przejęcie kontroli nad polityką informacyjną Izby.
     W pierwszym miesiącu urzędowania decyzją Prezesa Jankowskiego została zlikwidowana oficjalna i działająca od wielu kadencji lista dyskusyjna Delegatów na KZL. Doprowadziło to do zamknięcia możliwości wymiany poglądów, uwag i ewentualnej krytyki jaką mogli wyrażać Delegaci na KZL. Dla ok. 500 osób z całego kraju było to jedyne medium do takich dyskusji i ewentualnych uwag do pracy organów naszego samorządu.

    Zaraz po objęciu funkcji Prezes NRL utworzył stanowisko Radcy Generalnego Prezesa NRL. Problem polega na tym, że osoba którą powołał jest od wielu kadencji członkiem Naczelnego Sądu Lekarskiego. Ustawa o izbach lekarskich z dnia 2 grudnia z 2009 r. zakłada niemożność jednoczesnego członkostwa w organach odpowiedzialności zawodowej (rzecznicy i członkowie sądów) i organach zarządczych (rady i komisje rewizyjne) z troski o zachowania transparentnego rozdziału obu pionów. Pełnienie funkcji najbliższego doradcy Prezesa NRL, do którego należało również prowadzenie korespondencji Prezesa z okręgowymi izbami lekarskimi przez prominentnego członka Naczelnego Sądu Lekarskiego ewidentnie narusza ustanowioną w ustawie granicę.
    Budzić niepokój muszą również uchwały NRL i Prezydium NRL, których próżno szukać na stronach NIL czy w Biuletynie Informacji Publicznej, które są miejscem publikacji dokumentów stanowionych przez organy NIL. Jedna z nich stanowi upoważnienie dla Prezesa NRL do samodzielnego jednorazowego zaciągania zobowiązań finansowych do kwoty do 50 tys. zł. oraz do podpisywania w tym celu niezbędnych dokumentów. Nie ma ograniczenia, co do ilości takich decyzji dziennie czy miesięcznie. Tylko dobra wola Prezesa ustala ile pieniędzy może samodzielnie rozdysponować. Druga upoważnia Prezydium NRL do zawarcia umowy na dostarczenie za kwotę do 400 tys. zł. systemu do głosowań elektronicznych. Ponieważ ona również jest utajniona nie wiadomo komu, za co i na jakich warunkach można te pieniądze przekazać.
    W 2024 roku odbył się Nadzwyczajny Krajowy Zjazd Lekarzy w celu opracowania nowego Regulaminu Wyborów i nowego Kodeksu Etyki Lekarskiej. O metodach prowadzenia tego wydarzenia pisano już wcześniej. Dość powiedzieć, że prowadzona przez Prezesa Jankowskiego grupa delegatów nazywająca się Samorządem Przyszłości chciała całkowicie uniemożliwić dyskusję i wnoszenie poprawek do projektów, sprowadzając ok. 500 delegatów do roli maszynki do głosowania. Wzór postępowania zdaje się zapożyczony z posiedzeń NRL tej kadencji.
    W dniu 7 lutego 2025 r. Prezydium NRL podjęło uchwałę nr 24/25/P-IX w sprawie postępowania z informacjami prawnie chronionymi przez osoby działające na rzecz samorządu:
     W myśl tej uchwały – ochronie podlega wręcz każda informacja, „której ujawnienie mogłoby narazić samorząd lekarzy i lekarzy dentystów na szkodę” przez „wszystkie osoby pełniące funkcje publiczne oraz zajmujące stanowiska funkcyjne w Naczelnej Izbie Lekarskie i inne osoby wykonujące zadania na rzecz samorządu.”
    W praktyce, doprowadzić to może do prób karania lekarzy, którzy na posiedzeniach organów lub nawet komisji powezmą jakąkolwiek bulwersującą informację i postanowią podzielić się nią z organami lub gremiami lekarzy, które ich na to posiedzenie delegowały albo (wskutek bezczynności odpowiednich organów NIL) zechcą publicznie skrytykować treści zawarte w tej informacji. Trudno ocenić to inaczej jak jaskrawą próbą zastraszania członków samorządu, gdyż groźba zgłoszenia takiego zachowania do OROZ i ewentualna najmniejsza chociażby kara powoduje utratę wybieralności na jakiekolwiek funkcje w Samorządzie.
    Kolejnym działaniem był niepotrzebny, szkodliwy dla wszystkich zainteresowanych spór wywołany jednostronnym działaniem Prezesa NRL, który w lipcu 2023 r. w imieniu Naczelnej Izby Lekarskiej wystąpił do Urzędu Patentowego RP o zastrzeżenie znaku Kongresu Polonii Medycznej. Zrobił to bez wyrażonego w uchwale upoważnienia Naczelnej Rady Lekarskiej, która to Rada (a nie jej Prezes) jest od wielu lat współorganizatorem Kongresu. Doprowadziło to do ostrego konfliktu i sytuacji, w której ostatni Kongres Polonii Medycznej w Krakowie odbył się bez udziału Naczelnej Izby Lekarskiej.
    Do tego wachlarza działań trzeba dodać podżegania do składania nieprawdziwych oświadczeń, nieetyczne uwagi dotyczące Koleżanek i Kolegów które naruszały dobra osobiste członków samorządu (w przypadku wypowiedzi odnoszących się do rzekomych i domniemanych przez Prezesa uzależnień niektórych Kolegów od alkoholu), formułowanie opinii niegodnych Prezesa wobec Konwentu Prezesów ORL, czy wreszcie w stosunku do naszego Prezesa Wojciecha Kaatza. Określono go mianem „persona non grata” i wzywano do nieprzyjmowania od niego jakichkolwiek zaproszeń i nie zapraszanie go na spotkania.
    Nie do przyjęcia jest też styl uprawiania polityki informacyjnej NIL dzielącej społeczność lekarską, dezawuującej osiągnięcia poprzednich kadencji, noszący znamiona propagandy i na koniec : nieuprawniona całkowita zmiana logo NIL.
    Sposób działania Prezesa Jankowskiego był na tyle nie do zaakceptowana, że duża grupa jego wcześniejszych współpracowników zdecydowała się na zerwanie tej współpracy. Obecnie oczywiście zarzuca się im niekompetencje, mobbing czy inne nieodpowiednie działania i kieruje oskarżenia do OROZ i prokuratury.
    Wszystkie te wydarzenia spowodowały, że w dniu 4 listopada 2024 r. dr Przemysław Jaczun – delegat na KZL złożył, zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa, w Krajowej Komisji Wyborczej (KKW) umotywowany wniosek o odwołanie Prezesa NRL z zajmowanego stanowiska.
    Do oceny poprawności regulaminowej tego wniosku zatrudniono prawnika biura prawnego NIL, a więc osobę będącą w stosunku pracy, czyli podległości służbowej z Prezesem, czyli jedną ze stron sporu. W takiej sytuacji bezdyskusyjnego konfliktu interesów uznał on dr Jaczuna za osobę nieuprawnioną do takiego wniosku. Po wejściu w życie nowego Regulaminu wyborów podobny wniosek złożyło do KKW 9 ORL. Tym razem mimo wszelkich starań obozu władzy Krajowa Komisja Wyborcza uznała poprawność tych wniosków i uchwałą przekazała je do NRL. Zgodnie z ustawą o izbach lekarskich, a więc aktem najwyższej rangi, NRL ma 90 dni na ustalenie terminu i miejsca Nadzwyczajnego Krajowego Zjazdu Lekarzy celem rozpatrzenia wniosku.
    Co jednak robi NRL pod kierownictwem dr. Jankowskiego? Nie podejmuje uchwały o zwołaniu zjazdu, ale proponuje spotkanie delegatów w postaci tzw. „okrągłego stołu”.
    W opinii wielu niezależnych prawników brak zwołania zjazdu w wymaganym terminie jest złamaniem prawa. Mamy więc bezprecedensową sytuację kiedy NRL kierująca naszym samorządem postępuje niezgodnie z ustawą, czym całkowicie pozbawia go moralnego prawa oceny postępowania wszystkich członków samorządu. Bo jak można wymagać przestrzegania prawa czy sądzić lekarza za nieprzestrzeganie prawa będąc samemu z nim w konflikcie.
    Czy warto pisać coś o owym spotkaniu zwanym „okrągłym stołem”? Przybyło na niego zaledwie ok 100 członków samorządu, choć wg. mnie to przeszacowana liczba. Spotkanie nieformalne, nie mające żadnego prawnego umocowania, zorganizowane na koszt izb okręgowych, bez żadnego programu i agendy. Podsumowując : przyjechali, pogadali, a Pan Prezes po kilku godzinach kierowanych do niego uwag i pytań zakończył debatę stwierdzeniem, że teraz ma nową optykę na to wszystko. Na głos z sali „a co z łamaniem prawa?” dr Jankowski odwrócił się plecami do audytorium. Jakoś dziwnie przypomina to zachowanie prominentnego polityka prawej strony sali sejmowej. Szkoda, że zaimplementowane do naszego samorządu.
    Pozostaje postawić pytanie : czy to koniec sporu? Niestety nie, nic nie zostało wyjaśnione, zarzuty nie zostały odparte, procedura zwołania NKZL ma przyszłość nie do przewidzenia, bo teraz po jawnym złamaniu prawa przez NRL już nie ma ograniczeń dla jej decyzji. W takiej rzeczywistości jeszcze nigdy nie byliśmy i nic dziwnego, że czujemy się zagubieni, nieswojo. Pewnie kroki prawne w stosunku do niektórych osób będą na pewno wszczynane, ale ogólny niesmak i zażenowanie z nami pozostanie na zawsze.
     Naszą rolą na teraz jest podjęcie takich działań by podobna sytuacje nigdy się nie powtórzyła. Wykorzystać wiedzę do wzmocnienia naszego Samorządu, bo drugiego takiego kryzysu możemy nie przetrwać.



    W dniu 29 marca 2025 r. w siedzibie KPOIL w Toruniu odbył się Sprawozdawczy Okręgowy Zjazd Lekarzy KPOIL.
    Jak co roku delegaci na OZL spotkali się, aby wysłuchać sprawozdań organów naszej Izby oraz podjąć niezbędne uchwały, w tym budżet na rok 2025. Niestety frekwencja delegatów nie była imponująca. Udało się jednakże zebrać quorum, aby zjazd był prawomocny. Owoce pracy OZL znajdują się w obecnym wydaniu Meritum oraz będą dostępne do wglądu na stronie www oraz dla chętnych w siedzibie naszej Izby. Co zaskakujące, a może i nie, był to jeden z bardziej burzliwych OZL jakie pamiętam. Po raz pierwszy od wielu lat mieliśmy do czynienia z trudnymi do zrozumienia dla mnie i innych delegatów, próbami zerwania zjazdu poprzez negowanie przez jednego z delegatów jego prawomocności, który dążył do podważenia istnienia quorum dla naszego Zjazdu.
    Wykorzystując niewielkie nieścisłości w sprawozdaniu finansowym wynikłe z błędu drukarskiego, co było wyjaśnione na bieżąco na zjeździe, dopatrywano się nieuczciwości komórek finansowych i władz naszej Izby. I tak jak mogę zrozumieć dociekliwość w wyjaśnianiu pomyłek czy niedociągnięć w rozliczeniach, do czego oczywiście delegaci mają prawo, tak nie mogę zrozumieć uporczywych i do tego nieprzemyślanych pod względem formalnym prób zerwania naszego zgromadzenia. Przywodziły one na myśl próby ingerencji i działań na szkodę naszego lokalnego samorządu sterowane lub inspirowane z zewnątrz (?), ze środowisk nieprzyjaznych naszej społeczności. Wiem! Zabrzmiało jak tekst z poprzedniej epoki, ale czyż historia nie lubi się powtarzać w skali makro czy tez mikro?
     Na szczęście delegaci nie dali się zwieść złym intencjom i w głosowaniach podjęli decyzje właściwe dla dobra naszej Izby. OZL został doprowadzony do końca, wątpliwości zostały wyjaśnione, ORL uzyskało absolutorium oraz podjęto niezbędne uchwały umożliwiające dalsze funkcjonowanie KPOIL. Zapraszam do ich lektury!



     Zespół Oddziału Otolaryngologicznego z sukcesem przeprowadził operację olbrzymiego guza szyi.
    Był to guz rosnący od wielu lat. Średnica szyi pacjenta z guzem wynosiła aż 78 cm. Podczas operacji specjaliści z Regionalnego Szpitala Specjalistycznego im. dr. Władysława Biegańskiego w Grudziądzu, z Koordynatorem Oddziału dr. n. med. Krzysztofem Dalke na czele, usunęli guza w całości. Wykonali również plastykę skóry szyi. Zmiana o wymiarach ok. 36 x 25 cm ważyła prawie 3 kg.


     Z jakimi wyzwaniami mierzą się zgłaszający się do Pana lekarze naszej Izby?
    Można je podzielić na kilka głównych kategorii. Pierwsza to problemy w relacjach lekarz – pacjent, najczęściej związane z wszelkiego rodzaju hejtem internetowym wymierzonym w lekarzy, ich oczernianiem czy zniesławianiem, głównie na stronach internetowych, portalach społecznościowych, portalach rankingowych. W tym koszyku znajdziemy też sprawy związane z niewłaściwym zachowaniem zarówno pacjentów, jak i osób bliskich tym pacjentom, zarówno w czasie udzielania świadczenia zdrowotnego jak i w związku z nim.
     Kolejna rzecz to sytuacje, w których mamy do czynienia z podejrzeniem popełnienia błędu medycznego przez lekarza. Pacjent, czy też osoba bliska pacjentowi zgłasza zastrzeżenia do pracy lekarza. Pokrzywdzony najczęściej żąda zadośćuczynienia w formule wezwania do zapłaty, na które jako Rzecznik reaguję. Gdy dochodzi do sprawy przed sądem pomagam zarówno w odpowiedzi na pozew jak w obraniu strategii postępowania w trakcie procesu oraz zajmuję się reprezentacją lekarza – jeśli lekarz zechce skorzystać z rozszerzonej formuły pomocy prawnej, którą oferuje Izba Lekarska w Toruniu.
    Kolejna duża grupa zagadnień dotyczy pomocy dla lekarza w związku z postępowaniem karnym w sprawach o błąd medyczny. Tutaj trzeba rozróżnić dwie kwestie, gdy lekarz jest podejrzany lub oskarżony o popełnienie przestępstwa oraz gdy jest wezwany w takim postępowaniu w charakterze świadka. W tym ostatnim przypadku pomoc prawna sprowadza się do przygotowania lekarza do samej czynności przesłuchania – poinformowania, jakie są jego obowiązki i uprawnienia, jak wygląda przesłuchanie i czego może się spodziewać. Z kolei w sytuacji podejrzenia lub oskarżenia o przestępstwo, pomoc prawna przede wszystkim dotyczy kwestii praktycznych, które – ogólnie mówiąc – związane są z tym jak realizować w praktyce prawo do obrony.
     Wracając jednak do pani pytania – kolejna grupa spraw dotyczy szeregu wątpliwości pojawiających się u lekarzy w związku z wykonywaniem zawodu – np. jak wygląda kwestia ujawniania tajemnicy lekarskiej podczas przesłuchania prokuratorskiego czy sądowego oraz podczas tzw. rozpytywania prowadzonego przez policjantów. Kolejna kwestia dotyczy zachowania tajemnicy lekarskiej po śmierci pacjenta. Wcale nie jest to takie jasne i oczywiste. Wiele wątpliwości rodzą też zasady przekazywania informacji o stanie zdrowia pacjenta osobom trzecim oraz kwestie związane z prowadzeniem i udostępnianiem dokumentacji medycznej. Jest też temat, który, zawsze będzie się pojawiał w katalogu spraw, które możemy zbiorczo nazwać „wątpliwymi” to kwestia świadomej zgody na leczenie, a więc także kwestia informacji, które lekarz powinien przekazywać pacjentowi czy innej osobie uprawnionej do wyrażenia zgody na leczenie, przed samym aktem wyrażenia zgody. Są to nierozerwalnie związane z sobą kwestie. Kolejnym dużym tematem, budzącym szereg pytań jest kwestia odmowy czy też odstąpienia od leczenia pacjenta.

   Rozwińmy proszę ten wątek. W jakiej sytuacji lekarz może odmówić pacjentowi leczenia i jak to zrobić, aby było to zgodne z wszelkimi regulacjami?
    Odstąpienia czy też odmowa leczenia jest osadzona w przepisach Ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty i oczywiście dopuszczalna jest taka możliwość, jednakże – o czym często lekarze zapominają w przypadku odstąpienia od leczenia – należy dostatecznie wcześniej uprzedzić o tym pacjenta bądź jego przedstawiciela ustawowego. Oznacza to, że odstąpienie nie może być nagłe i niezapowiedziane. Przykładowo – w przypadku niewłaściwego zachowania pacjenta lub osób trzecich, które pacjentowi temu towarzyszą, konieczne jest poinformowanie pacjenta, że konsekwencją kontynuacji takiego zachowania będzie odstąpienie od dalszego leczenia. Co więcej, każda taka informacja powinna być odnotowana w dokumentacji medycznej. Warto też wiedzieć, że pacjent, którego leczenia odmówiliśmy lub odstąpiliśmy od podjęcia leczenia będzie zwykle próbował zareagować na ten niekorzystny dla niego przecież fakt, dlatego rzetelna, oddająca przebieg wydarzeń dokumentacja medyczna jest tym, co nas będzie mogło z takich opresji wybronić. Podobnie jest z samym niewłaściwym zachowaniem pacjenta lub jego bliskich, brakiem stosowania się do zaleceń lekarskich, brakiem współpracy – wszystko to powinno być odnotowane w dokumentacji medycznej, ponieważ zapis taki może stać się dowodem w sprawie. Należy także pamiętać, że sytuacje nagłe, w których pacjentowi potrzebna jest pomoc, w związku z groźbą ciężkiego rozstroju zdrowia czy zagrożenia życia wykluczają skorzystanie z tego uprawnienia. Dla pełnego obrazu, przytoczę w całości zapis art. 30 ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty: „lekarz ma obowiązek udzielać pomocy lekarskiej w każdym przypadku, gdy zwłoka w jej udzieleniu mogłaby spowodować niebezpieczeństwo utraty życia, ciężkiego uszkodzenia ciała lub ciężkiego rozstroju zdrowia”. Nie ma więc w takich wypadkach miejsca na odmowę leczenia czy odstąpienie od dalszego leczenia pacjenta.

    W jakich konkretnie sytuacjach lekarz może odmówić dalszego leczenia?
    Podstawą do odmowy może być obciążające, niewłaściwe zachowanie pacjenta lub osób bliskich pacjentowi, które uniemożliwia skoncentrowanie się lekarza na problemie zdrowotnym, z którym pacjent przychodzi i podważa zaufanie w tej relacji. Aby proces leczenia móc uznać za skuteczny pomiędzy lekarzem i pacjentem musi istnieć minimalny stopień zaufania. Tymczasem, jak to w życiu bywa pacjent nie przyjmuje zapisanych leków lub też samodzielnie ingeruje w proces terapeutyczny, wbrew zaleceniom lekarza, nie stawia się na wizyty kontrolne, a jak już pojawia się jest pełen pretensji, że proces leczenia nie jest skuteczny. Dodatkowo wielu pacjentów – być może świadomie lub pod wpływem podszeptów – każdy dyskomfort związany z leczeniem odczytuje jako błąd medyczny. Tymczasem w procesie leczenia możliwe są niepowodzenia, których pacjenci nie zawsze przyjmują do wiadomości. Czytelników, chcących pogłębić temat odmowy i odstąpienia od leczenia, zachęcam do lektury poświęconego temu tematowi tekstu, znajdującego się w tym wydaniu „Meritum”.

    Jak rozumieć to niepowodzenie w leczeniu?
    Chodzi o sytuacje, w których z punktu widzenia aktualnej wiedzy medycznej lekarz zrobił wszystko, co powinien i mógł w danej sytuacji zrobić, czyli zachował się zgodnie ze wskazaniami aktualnej wiedzy medycznej – a więc nie można zarzucić mu niewłaściwego postępowania – lecz pomimo tego, niestety leczenie nie osiągnęło zamierzonego celu. Okazało się po prostu nieskuteczne. Dwa plus dwa, w takich przypadkach, nie zawsze daje cztery. Jest spora grupa pacjentów, którzy niepowodzenie w leczeniu uznają za błąd medyczny, stojąc na stanowisku, że na pewno lekarz zrobił coś nie tak, skoro nie zostali wyleczeni.

    Czy pojawiają się nowe sprawy i wyzwania, dotąd nienotowane w pańskiej praktyce?

     Nie jest to może problem nowy, natomiast w obecnej chwili pojawia się w większym zakresie – mam na myśli przypadki, w których zwraca się o pomoc w związku toczącym się postępowaniem karnym, włącznie z sytuacjami, w których lekarz podejrzany jest o popełnienie przestępstwa, ponieważ błąd medyczny może spełniać znamiona – na przykład przestępstwa narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia czy ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Dotyczy to także sytuacji, kiedy prowadzone jest postępowanie w sprawie, czyli nie są jeszcze postawione zarzuty karne żadnej osobie. W tych przypadkach lekarz będzie występować w postępowaniu jako świadek. W mojej ocenie liczba spraw w kontekście karnym niestety nadal będzie się zwiększać
Jak Pan ocenia, skąd taki trend?     Decydujący w mojej opinii jest aspekt finansowy. Dla lepszego zrozumienia istoty zagadnienia nieco je uproszczę i posłużę się schematem. Pacjent zarzucający lekarzowi popełnienie błędu medycznego, aby dochodzić swoich roszczeń, może uruchomić postępowanie cywilne lub karne. Postępowanie cywilne wiąże się od samego początku z licznymi kosztami – opłatą od pozwu, często zaliczką na poczet biegłego, zazwyczaj kosztami reprezentacji pełnomocnika. A w przypadku przegranej trzeba liczyć się z poniesieniem kosztów postępowania w tym kosztów zastępstwa procesowego strony przeciwnej. Dodatkowo, proces cywilny, który jest procesem kontradyktoryjnym oznacza konieczność aktywności stron, czyli krótko mówiąc, dwie strony są w sporze i muszą udowodnić swoją rację przed sądem, który finalnie dokona oceny zasadności roszczenia.
     Proces karny jest zupełnie inaczej zbudowany. Postępowanie karne dla pacjenta jest nie dość, że wygodniejsze, to jeszcze nie obciąża jego portfela. Pacjent składa tylko zawiadomienie do prokuratury, które to nie podlega żadnej opłacie. Zostanie co najwyżej przesłuchany. Pozostałą część pracy będzie wykonywać za niego prokurator – ściągnie dokumentację medyczną, powoła biegłych, ci przeanalizują dokumentację.
    Kolejną rzeczą jest samo postępowanie sądowe. W sądzie karnym inaczej niż w postępowaniu cywilnym w wielu aspektach sąd z urzędu samodzielnie decyduje o podjęciu określonych czynności w procesie. Dodatkowo, w procesie karnym istnieje też możliwość zasądzenia pewnej kwoty na rzecz pokrzywdzonego. Co więcej pacjent, który będzie chciał uruchomić proces cywilny o odszkodowanie czy o zadośćuczynienie, w przypadku wyroku skazującego, który zapadł przed sądem karnym, będzie mieć łatwiej. Istnieje zasada w myśl której: ustalenia wydanego w postępowaniu karnym prawomocnego wyroku skazującego co do popełnienia przestępstwa wiążą sąd w postępowaniu cywilnym. Jakkolwiek brutalnie to zabrzmi, w mojej ocenie, coraz częściej postępowanie karne będzie kontekstem dla wykonywania zawodu lekarza.

    Przypomina to rozległe pole minowe
    Coś w tym jest. Kolejną istotną rzeczą, której kiedyś nie było w takim zakresie jak jest teraz, jest udział Rzecznika Praw Pacjenta w tego typu sprawach. W związku z napisaną przez pacjenta skargą często do lekarza zwraca się Rzecznik Praw Pacjenta, żądając od lekarza wyjaśnienia danej sytuacji. Podobnie, jak w przypadku zawiadomienia skierowanego do prokuratury, złożenie skargi do Rzecznika Praw Pacjenta nie jest obarczone kosztami. W sytuacji, w której pacjent uzyska od Rzecznika decyzję o tym, że zostało naruszone jego prawo, przed sądem cywilnym ma prościej w uzyskaniu z tego tytułu odszkodowania czy zadośćuczynienia – choć, co warto przypomnieć – sąd nie jest formalnie związany decyzją Rzecznika Praw Pacjenta i dokonuje własnych ustaleń.ogusław Kaczyński.

    Instytucja Rzecznika Praw Lekarzy nabiera szczególnego znaczenia, na jaką opiekę prawną mogą liczyć lekarze, którzy wpadli w tarapaty?
    Jako Rzecznik, bezpłatnie w ramach pełnionej w Izbie funkcji, pomagam lekarzom w każdej sprawie związanej z wykonywaniem zawodu. W zależności od rodzaju wyzwania i jego stopnia skomplikowania porada udzielana jest od ręki lub też w oparciu o przebieg takiego spotkania, po analizie dostarczonych dokumentów opracowywany jest np. projekt pisma.
    Co więcej, od blisko dwóch lat w naszej Izbie zakres bezpłatnej, opieki prawnej dla lekarzy jest znacząco rozszerzony i obejmuje szereg działań, w tym w ramach prawa karnego, cywilnego, administracyjnego i co ważne – obejmuje także zastępstwo procesowe i reprezentację wobec NFZ czy Rzecznika Praw Pacjenta.
     Ochroną prawną są objęci lekarze i lekarze dentyści, którzy są członkami Izby Lekarskiej w Toruniu. Aby mogli skorzystać z takiego wsparcia nie mogą mieć zaległości składkowych wobec Izby. Istotnym aspektem tej zwiększonej ochrony prawnej jest reprezentacja procesowa. Lekarz, o ile zechce takiej pomocy, będzie reprezentowany w sądzie, czy w prokuraturze, czy przed jakimkolwiek innym organem przez profesjonalnego pełnomocnika w każdym zakresie związanym z wykonywaniem zawodu lekarza. Czyli krótko mówiąc, jeżeli lekarz jest posądzany o błąd medyczny przed sądem, mogę go reprezentować jako pełnomocnik lub obrońca.
    Na marginesie warto dodać, że Izba Lekarska w Toruniu była jedną z pierwszych w Polsce, która wprowadziła funkcję Rzecznika Praw Lekarza. Jeszcze do niedawna były Izby, które w ogóle nie miały Rzecznika. W Toruniu Rzecznik działa już od 2010 roku. Wielka w tym zasługa ówczesnego prezesa Okręgowej Rady Lekarskiej, pana doktora Łukasza Wojnowskiego, który doprowadził do powstania tej funkcji w Izbie w Toruniu. Nasza Izba rozumie wagę problemów prawnych, z którymi borykają się jej lekarze podczas wykonywania zawodu. W tym kontekście szacunek należy oddać także obecnej Okręgowej Radzie Lekarskiej i jej prezesowi – doktorowi Wojciechowi Kaatzowi za wprowadzenie rozszerzonej opieki prawnej dla lekarzy i lekarzy dentystów – nie jest to bowiem standard w każdej izbie lekarskiej.

    W minionej kadencji obsługiwał pan około 80 spraw rocznie różnego kalibru, jak obecnie wyglądają te statystyki?
    Biorąc pod uwagę wielkość naszej Izby (KPOIL należy do grona mniejszych izb w kraju – przyp red.) liczba spraw jest mniej więcej na tym samym poziomie, podlega niewielkim wahaniom. Natomiast to, co jest zauważalne to fakt, że sprawy wyglądają coraz groźniej. Poza rosnącą stale liczbą spraw karnych, o czym wspominałem już wcześniej, mamy do czynienia z większą ilością wezwań do zapłaty z tytułu błędu medycznego, które zbiorczo określiłbym jako sprawy z potencjałem sądowym.

    W jaki sposób lekarz potrzebujący opieki prawnej z terenu naszej Izby może do Pana trafić?
    Kontakt do mnie oraz szczegółowy zakres opieki prawnej Rzecznika Praw Lekarza, wraz z regulaminem świadczenia rozszerzonej opieki prawnej znajdują się na stronie internetowej Izby w Toruniu (link na dole).
    Wobec lekarzy uporczywie zalegających z uregulowaniem składki członkowskiej wszczynane będą czynności windykacyjne zgodnie z zasadami o postępowaniu egzekucyjnym w administracji.
    Na stronie działa również formularz kontaktowy, to jedna z dróg do mnie. Jeśli ktoś pogubi się w tych ścieżkach, to zawsze może skierować się do Biura Izby i na pewno zostanie tam odpowiednio poinformowany, jak się ze mną skontaktować.
kpoil.torun.pl/porady-prawne/aktualnosci



    Według szacunków Głównego Urzędu Statystycznego, do 2060 r. osoby w wieku 65 lat i więcej będą stanowiły niemal 30% populacji, natomiast liczba osób powyżej 85 roku życia podwoi się. Starzejące się społeczeństwo będzie znacząco wpływało na postępowanie okołooperacyjne, szczególnie na zastosowanie znieczulenia i na proces rehabilitacji pooperacyjnej.
    Zgodnie z przewidywaniami Europejskiego Towarzystwa Kardiologicznego (European Society of Cardiology), do roku 2030 ponad 20% pacjentów w wieku powyżej 75-u lat przejdzie operację w znieczuleniu ogólnym przynajmniej raz do roku.
    Już teraz ponad 70% pacjentów powyżej 65 roku życia zmaga się z chorobami przewlekłymi. Najczęstszymi przyczynami zgonów w Polsce są choroba niedokrwienna serca, udar mózgu i rak płuc– choroby, których etiologia, jak i prognoza, związane są również z wzrastającym wiekiem pacjenta. Te schorzenia stanowią dodatkową pulę ryzyka w przypadku postępowania anestezjologicznego i chirurgicznego.
    Pomimo faktu, że wiek nie wpływa bezpośrednio na ryzyko komplikacji pooperacyjnych, schorzenia związane z wiekiem, takie jak choroby układu oddechowego, znacząco wpływają na wynik wskaźnika MACEs określającego występowanie istotnych niepożądanych okołooperacyjnych zdarzeń sercowo-naczyniowych.

    W związku z przewidywanymi zmianami demograficznymi i ewidentnym starzeniem się społeczeństwa, jak również wpływem tych zmian na Ochronę Zdrowia, należy przeprowadzić re-ewaluację obecnie używanych wytycznych w przypadku postępowania z osobami starszymi (pacjenci geriatryczni) w celu wprowadzenia bezpieczniejszych praktyk w czasie wykonywania znieczulenia, jak i również podczas postępowania przed- i po-zabiegowego.

     Według Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), pacjentami geriatrycznymi nazwane są osoby od 65-go roku życia. W Polsce, leczenie geriatryczne zależne jest od ilości i wpływu schorzeń wieku starczego na jakość życia pacjenta, tym samym pacjentem geriatrycznym możemy nazwać nawet osoby 60-cio letnie.
     Większość międzynarodowych źródeł, szczególnie z Wielkiej Brytanii, mówiąc o leczeniu geriatrycznym, nie wspomina o wieku właśnie z powyżej opisanego powodu.
     Był inicjatorem wprowadzenia dla lekarzy najwyższego uhonorowania pracy na rzecz środowiska lekarskiego – Tytułu i Odznaczenia Pro Gloria Medici – Ku Chwale Lekarzy. Był uznanym i szanowanym wychowawcą młodych lekarzy, dbającym o kreowanie wzorców opartych o uznane autorytety.
     Kruchość starcza (z j. ang. frailty) nazywana również wątłością starczą, zespołem kruchości, zespołem słabości starczej jest długotrwałym, wielonarządowym, wielowymiarowym wyeksploatowaniem organizmu spowodowanym stanem nagromadzenia się z wiekiem stresu fizjologicznego, oksydacyjnego, replikacyjnego, genotoksycznego, metabolicznego i immunologicznego, powodującym obniżenie odporności jak i możliwości przystosowania się do zewnętrznych bodźców środowiskowych.
     Fried et al. opisał kruchość starczą jako kombinację pięciu kryteriów: utraty masy ciała (spowodowana zmianami metabolicznymi związanymi z wiekiem, problemami żywieniowymi, jak i również sarkopenią), osłabienia, zmniejszenia wydolności i wytrzymałości organizmu (z j. ang. stamina), spowolnienia i niskiej aktywności fizycznej.

     By zaliczyć pacjenta jako kruchego, według najczęściej używanego wskaźnika Freid’a (FP) (z j. ang. Fried’s Phenotype), muszą występować 3 lub więcej kryteria (tabela 2.1).

     Oryginalne kryteria opisane w tabeli 2.1 zostały zdefiniowane przez dr. Fried’a na podstawie Cardiovascular Health Study. Wiele publikowanych w ostatnim czasie artykułów naukowych podaje również zaktualizowane definicje na podstawie nowszych badań, biorących pod uwagę procesy starzenia się wyłącznie u kobiet.

     Pomimo powszechności wskaźnika FP, nie jest on szczególnie informatywny. Po pierwsze, wskaźnik jest binarny, tzn. pacjent albo przejawia kruchość albo nie. Wysokość wskaźnika, faktyczny stan pacjenta podczas zabiegów i występowanie komplikacji są jedynie powiązane w anegdotach. Po drugie, za wysokością wskaźnika nie idą żadne okołooperacyjne wytyczne.

     Z powodu wpływu kruchości starczej w szczególności na system krążenia, lepszym wskaźnikiem jest American College of Surgeons National Surgical Quality Improvement Program (ACS NSQIP) zaproponowany na użytek określenia wpływu zabiegu i znieczulenia na osobach starszych przez Europejskie Towarzystwo Kardiologiczne w 2022 roku.

     Pomimo, że kruchość nie jest jedną ze składowych powyższego wskaźnika, pewne patologie i zmiany fizjologiczne przejawiające się z wiekiem brane pod uwagę przy determinowaniu kruchości są również składowymi wskaźnika NSQIP.

     Głównymi zaletami tego wskaźnika są dostosowanie do rodzaju wykonywanego zabiegu, wieku i chorób przewlekłych. Jedną ze znaczących przewag wskaźnika NSQIP nad innymi tego typu jest możliwość przewidywania 30-dniowej pooperacyjnej jakości życia pacjenta, np. niezależność, występowanie odleżyn, itp.

     Wskaźnik, jak i instrukcje stosowania oraz powiązana literatura naukowa dostępne są na oficjalnej stronie ACS:
     https://riskcalculator.facs.org/RiskCalculator/ PatientInfo.jsp



     Urodziłem się w bardzo biednej, wielodzietnej rodzinie i byłem bardzo chorowitym dzieckiem. Miałem jednak trochę szczęścia, bo zajęła się mną siostra matki i zabrała do siebie, do Warszawy, gdzie mieszkała. Poszła ze mną do lekarza, który pomógł mi wyzdrowieć i to było moje pierwsze zetknięcie z medycyną w wieku trzech lat.
     Wybuchła II wojna światowa, a moje zdrowie nadal szwankowało – przeszedłem kolejne zapalenia płuc, gruźlicę, a leków dla Polaków nie było. Mimo to udało mi się przeżyć, dzięki staraniom lekarzy, pielęgniarek i mojej ciotce.
     Po wojnie poszedłem do szkoły podstawowej. Nauka szła mi dobrze, Ciotka chcąc mi zapewnić dobry start życiowy, załatwiła mi pracę i naukę u krawca. Ale w ostatniej klasie podstawówki wysłano uczniów na badania psychologiczne. Niespodziewanie wypadłem w nich nadspodziewanie dobrze. W efekcie pani psycholog przekonała moją ciotkę, że stać mnie na więcej i w rezultacie tej rozmowy poszedłem do liceum. Nauka przychodziła mi łatwo, dużo czytałem, zwłaszcza literaturę z dziedziny popularno-naukowej, głównie biologii. Dzięki interwencji poradni psychologicznej otrzymywałem też stypendium.
     Nadal marzyłem o medycynie. W połowie nauki w liceum odwiedzili mnie dwaj elegancko ubrani panowie z propozycją pomocy materialnej w zamian za współpracę. Domyśliłem się, że to UB i nie chciałem w to wchodzić, więc wychodząc powiedzieli, że chcieli pomóc, ale mogą i zaszkodzić. Odmówiłem.
     Zapomniałem o tym spotkaniu i po zdaniu matury – złożyłem w dyrekcji podanie na medycynę. Dyrektor nie przyjął podania mówiąc: „Przecież wiesz, dlaczego im się nie odmawia”. Wobec tego zdałem na Politechnikę Gdańską i rozpocząłem studia. Nocami pracowałem w porcie, by zarobić na utrzymanie. Obowiązywała dyscyplina studiów i łączenie ich z pracą nocną nie było łatwe, w dodatku wciąż śniła mi się medycyna. Tymczasem wziąłem urlop dziekański i podjąłem pracę zarobkową w Gminnej Spółdzielni. To znów nie było to. Może uda się pogodzić medycynę i kłopoty finansowe, jeśli będę studiował na wojskowej uczelni? Na WAM-ie było aż 6 egzaminów, ale zdałem je dobrze. Jednak komisja kwalifikacyjna zdecydowała, że nie jestem wystarczająco zdyscyplinowany dla tej uczelni (zmiana kierunku studiów), ale zapewniono mi wstęp na uczelnię cywilną. Wybrałem Gdańską Akademię Medyczną. Studia medyczne były dla mnie przyjemnością. Zaliczałem kolejne lata, a na V i VI roku pracowałem jako pielęgniarz w gabinecie chirurgicznym gdańskiego pogotowia ratunkowego, który prowadził dr Piskozub. To on nauczył mnie praktycznie małej chirurgii; zakładanie gipsów, opatrunków, rodzajów szwów chirurgicznych, szycia ran.
    Po ukończeniu studiów rozpocząłem staż w kolejnych szpitalach powiatowych, poszukując pracy z obiecanym w stypendium fundowanym mieszkaniu. W oddziale chirurgicznym mogłem wykazać się trochę znajomością chirurgii, więc wcześnie dostałem samodzielne dyżury tzw. ogólne, a więc wywiad, badanie dokumentacji,zlecenia, ewentualnie krzyżowanie krwi, bo laboratorium i krwiodawstwo czynne tylko rano. W razie konieczności operacji – telefon do ordynatora chirurgii lub ginekologii, potem asysta lub podanie narkozy eterowej na maskę. Na innych oddziałach też trzeba było sobie radzić, czasem pytać starszych kolegów.
     Po 2-letnim stażu trzeba było rozejrzeć się za mieszkaniem i możliwościami specjalizacji. Znów miasto powiatowe, propozycja pracy w Sanepidzie. To nie zabiegówka, ale trochę lepiej płatna, no i z mieszkaniem, plus ½ etatu w Oddziale Ginekologiczno-Położniczym. Po kilku latach już tylko oddział, specjalizacja, potem ordynatura, ale znów w innym miejscu.
     Jeszcze wcześniej, kiedy musieliśmy pracować także w pogotowiu, najgorsze były wyjazdy do krańców rozległego powiatu, gdzie jeszcze była większość nieubezpieczonych, a później liczne wezwania do ubezpieczonych już mieszkańców PGR- -ów, którzy nieraz wzywali do byle czego. Wtedy jeszcze nie było telefonów w karetce. Zimy tam były śnieżne i mroźne. Właśnie wezwano nas do porodu. Karetka nie mogła dojechać przez zwały śniegu, a rodząca nie miała siły iść przez głębokie zwały, prowadził ją sanitariusz. Po chwili kobieta stęknęła i urodziła na śniegu noworodka. Owinąłem go w zestaw porodowy i szliśmy dalej, ale po chwili znów stęknęła i.. urodziła drugiego żywego noworodka. Oba dotarły zdrowo do oddziału, nawet kataru nie miały…
     Na oddziale były słuchawki i ręce, gumowa gruszka do odsysania nosa noworodka. Po wielu latach pojawiły się respiratory, wenflony i motylki, pompy infuzyjne, aparaty rejestrujące stan matki i płodu, nowoczesne aparaty do narkozy, którą prowadził anestezjolog, a nie stażysta, wreszcie nieocenione USG! Można było o wiele więcej zobaczyć i w odpowiednim czasie zadziałać.
     Wśród wielu różnych przypadków, nieraz trudnych, zdarzały się i komiczne sytuacje. Pewnego razu pogotowie przywiozło na oddział kobietę we wstrząsie z krwotokiem poporodowym odbytym w domu. Stan był bardzo ciężki, nie mogła być w tym stanie nigdzie też odesłana. Na szczęście udało się opanować sytuację i po kilku dniach została wypisana. Kiedy już prawie zapomniałem o pacjentce, zjawił się jej mąż. „Coś się stało, albo przyniósł kwiaty” – pomyślałem. Myliłem się jednak, bo on tylko zapytał, gdzie się podziały kalosze, w których żona przybyła do szpitala...

     Decyzję o wyborze zawodu podjęłam późno; od zawsze byłam humanistką, ale przypadek sprawił, że na wakacyjnym obozie wędrownym uległam wypadkowi w przeddzień powrotu i nieprzytomna znalazłam się w kieleckim szpitalu. Tam, po odzyskaniu przytomności i jakiej takiej formy, zaczęłam interesować się pracą na oddziale, zaprzyjaźniałam się z pielęgniarkami. Dziewczyny były sympatyczne, uśmiechnięte, życzliwe dla pacjentów, a ja miałam kompleksy, jak to często bywa w wieku dojrzewania. Chciałam w życiu robić coś pożytecznego, być zawsze potrzebną i chętnie widzianą, mimo mankamentów urody, do których doszły teraz blizny po wypadku.
     W wieku 17 lat rozpoczęłam studia medyczne w Gdańsku, gdzie mieszkałam z rodzicami. W środku 5-go roku okazało się, że przede mną jeszcze 6-ty rok, ale i to przetrwałam i w 1963 roku uzyskałam dyplom. Miejsca stażowego musiałam szukać na drugim końcu Polski ze względu na stypendium fundowane męża. tak, po dłuższych poszukiwaniach miejsca z obiecanym w stypendium mieszkaniem, wylądowaliśmy w Brzozowie, malutkim powiatowym miasteczku, gdzie właśnie kończono budowę bloku. Na razie zamieszkaliśmy w wynajętym pokoju i zostaliśmy zaprzęgnięci do rutynowych obowiązków – oddział dziecięcy i noworodkowy z dyżurami bez żadnej obstawy.
     Chirurg i ginekolog byli, co prawda, pod telefonem, ale mieszkali w dość odległych wsiach i nie zawsze udawało się ich ściągnąć. Szpital miał duże braki kadrowe na wszystkich czterech oddziałach, więc trzeba było jakoś sobie radzić. Na którymś dyżurze musiałam o północy zszyć trzy rany cięte u biesiadnika z wiejskiego wesela, mając do pomocy młodziutką pielęgniarkę. Ręce mi się trzęsły i trochę to trwało, zwłaszcza z raną na głowie, którą musiałam przedtem dokładnie sondować. Udało się, choć igły były wielokrotnego użytku, często tępe i wykrzywione, ale pacjent przeżył, a ja nieco okrzepłam psychicznie.
     Laboratorium i krwiodawstwo czynne do 15-tej, anestezjologa brak, do odsysania noworodka jedynie gumowa gruszka, RTG też do 15-ej, rzadko z opisem.
     Ale nie te trudności skłoniły mnie do zmiany, lecz brak obiecanego mieszkania. Blok co prawda ukończono, ale mieszkanie dostał szpitalny palacz…
    Po kilku przeprowadzkach coraz bardziej na północ kraju (bez mebli i dzieci nie było to takie trudne), w różnych szpitalach powiatowych poznawaliśmy nowych ludzi i zaznajamialiśmy się z nowym sprzętem. W użyciu były już wenflony i motylki. Ostatecznie staż ukończyłam w Ostródzie, gdzie szpital był większy i lepiej wyposażony sprzętowo i kadrowo. Zdecydowałam się na pediatrię. Przy tych wszystkich zmianach cały czas uczyłam się i przygotowywałam do egzaminu, ale to już po kolejnej przeprowadzce, tym razem na Mazury. Tam zrobiłam I i II stopień, a potem po kolejnej zmianie objęłam ordynaturę oddziału noworodkowego w powiatowym mieście. Wyposażenie oddziału było żałosne, a dyrekcja niechętna nowym zakupom, bo i po co, skoro noworodki trzeba tylko przewijać i podać do karmienia, a chore odesłać. Tak sądziło wielu dyrektorów szpitali i nie tylko oni. Kiedy rzeczywiście trzeba było odesłać chorego noworodka, wzywało się karetkę z Torunia z położną, która nie miała nic poza inkubatorem. Później to się zmieniło i wezwana karetka „N” miała respirator i pełne wyposażenie oraz pediatrę neonatologa.
    Po kilku latach pojawiła się możliwość specjalizowania się w neonatologii. Miałam opory po tak długiej przerwie w zdawaniu egzaminów, ale zdecydowałam się, co umocniło mnie w przekonaniu, że jestem na właściwym miejscu. W tej decyzji oparciem był dla mnie docent, a później profesor Czesław Zychowicz, który prowadził mnie do specjalizacji i potem wspierał decyzję o podjęciu pracy w oddziale noworodkowym, kiedy miałam wiele wątpliwości.
    W międzyczasie wiele się w Polsce zmieniło – nowy sprzęt, nowe poglądy i teorie. Całkowicie unowocześniono telefonię, łączność była nieporównanie łatwiejsza, zwłaszcza z ośrodkami referencyjnymi. No i działał Owsiak, dzięki któremu otrzymaW międzyczasie wiele się w Polsce zmieniło – nowy sprzęt, nowe poglądy i teorie. Całkowicie unowocześniono telefonię, łączność była nieporównanie łatwiejsza, zwłaszcza z ośrodkami referencyjnymi. No i działał Owsiak, dzięki któremu otrzymałam wreszcie nowoczesny sprzęt – dobrze wyposażone inkubatory dla wcześniaków, zamiast dotychczasowych archaicznych, respirator, pompy infuzyjne, nie mówiąc o jednorazowych igłach, wenflonach, odsysaczach. Jerzy Owsiak zorganizował szkolenie personelu oddziału w kierunku badania słuchu u wszystkich noworodków i podarował oddziałowi cały sprzęt potrzebny do tych badań, uzupełniał zużyty sprzęt, utrzymywał kontakt z oddziałem, doszkalał, chwalił, porównywał wyniki z innych ośrodków. To wszystko mobilizowało do pracy.
    Już nie jeździły wózki z noworodkami do matek, bo dzieci leżały obok nich i były karmione piersią na żądanie. Po pewnym czasie umożliwiono też odwiedziny u położnic, co miało swoje dobre i złe strony. Zależało to w dużej mierze od kultury osobistej odwiedzających.
    Pracując na umowie o pracę, trzeba było nieraz w ZOZ-ie wspomóc Poradnię Dziecięcą. Nierzadko więc zdarzało mi się tam pracować (oprócz rutynowej Poradni Patologii Noworodka). Przekrój pacjentów był szeroki. Wśród licznych astmatyków utkwiła mi w pamięci 5-letnia Ela, która była bardzo częstym gościem i – jak to dzieci – bała się kłucia. Ale pewnego dnia pojawiła się z ogromną dusznością, a matka nie bardzo chciała położyć ją na oddział. Zdecydowałam się podać Eufilinę dożylnie. Tym razem Ela ufnie wyciągnęła chudą rączkę, wiedząc już, że to jej pomoże.
    W czasie stażu na położnictwie – lata temu – szef zlecił innej stażystce prowadzenie porodu. Kiedy rodząca zaczęła przeć, pojawiło się coś nietypowego – może to sznur pępowinowy? – więc stażystka wezwała szefa. W tym czasie nie było usg, więc nie rozpoznano, że to będzie poród pośladkowy, a to „coś” okazało się siusiakiem noworodka…
    W wolnych chwilach, których nie było za wiele, zwłaszcza jak przyszło późne macierzyństwo, lubiłam czytać beletrystykę, rozwiązywać krzyżówki, jeździć do teatru, no i tańczyć w karnawale… Nieco łatwiej było z tymi przyjemnościami na kursach doskonalących.
     Moje dzieci nie kontynuują medycznych zawodów. Być może dlatego, że widziały, jak bardzo byliśmy zapracowani, niedospani i w domu też sporo się nasłuchały o naszych problemach zawodowych...



     Szanowni Seniorzy,
    Koleżanki i Koledzy.
    Krótkie informacje o tym, co się wydarzyło w ostatnim czasie.
    Odbyło się kilka spotkań Komisji Senioratu i Spraw Socjalnych – nieustannie zapraszamy do czynnego udziału w pracach Komisji. Działamy wszak dla dobra całej naszej społeczności, która jest niemała i sięga ok. 30% lekarzy naszej Izby.

    W siedzibie naszej Izby w czwartek 6 marca br. odbyło się otwarcie wystawy prac Pani dr Renaty Żenkiewicz. Przepiękne i niecodzienne prace to obrazy malowane tkaniną, czyli patchworki. Zajęły one całą ścianę sali konferencyjnej. Uświetniły również obrady Okręgowego Zjazdu Lekarzy KPOIL w dniu 29.03.2025 r.

    W dniu 22.03.2025 r. zorganizowaliśmy wyjazd do Opery NOVA w Bydgoszczy na spektakl „Madama Butterfly” – pojechało 45 osób, wróciło tyle samo w pełni zadowolonych.

    Rezerwujcie terminy, przekazujcie znajomym, czekajcie na SMS. Do zobaczenia.
    Komisja Senioratu i Spraw Socjalnych
    Autorka prezentowanych prac jest lekarzem, specjalistą neurologiem, obecnie aktywną zawodowo emerytką. Szyciem obrazów – patchworków zajmuje się od lat. Tematy swoich prac czerpie z różnych źródeł – z reprodukcji klasyków, pocztówek, zdjęć, z internetu. Adoptuje wzory do możliwości stosowanej techniki. Narzędziem jej twórczości jest 40-letnia maszyna do szycia marki Łucznik. Wykorzystuje materiały z odzysku: tkaniny, włóczki, biżuterię, guziki. Oprócz prezentowanych prac zajmuje się jeszcze tkaniem gobelinów. Dużo satysfakcji sprawia autorce przekonanie, że jej twórczość dodaje światu piękna i... zmniejsza ilość śmieci.
    Renata Żenkiewicz wystawiała swoje prace w Galerii Sponsorów Oddziału Hematologii Szpitala Miejskiego w Toruniu, w Lipsku w Niemczech, w Galerii „Nowa” w Rypinie, w Domu Kultury w Prabutach, w siedzibie Kujawsko-Pomorskiej Okręgowej Izby Lekarskiej w Toruniu, w Muzeum Ziemi Dobrzyńskiej w Rypinie. Jej prace zostały dwukrotnie wyróżnione na Ogólnopolskiej Wystawie Malarstwa Lekarzy w Łodzi.
    Każda twórczość bierze się z głębokiej, często nienazwanej potrzeby. Komponowanie, pisanie, malowanie jest czasami jedynym sposobem wyrażania siebie. Sposobem na rozładowanie emocji, ale również wielkim ich źródłem.





    Od wielu lat organizuję różnorodne spotkania nocne. Lekarze i lekarze dentyści długo pracują, mają zajęte weekendy, wciąż nie pasują im terminy, które mogliby aktywnie spędzić na rzecz samorządu. Stąd pomysł, by kultura i sztuka grały po zachodzie słońca. Noce w muzeach, tak popularne w całej Europie, wymyśliłem na długo przed ustawiającymi się kolejkami do największych galerii i kameralnych przestrzeni wystawienniczych. Raz na pół roku można wszak nie dospać, albo wyśnić na jawie magię miejsc przyprószonych historią. Nie raz, nie dwa, sztuczne światło, czy półmrok, wydobywają walory, których nie można dostrzec w zwykłym cyklu dnia. Inaczej jest w teatrze, do którego z reguły chodzimy po godzinach pracy.
    Z repertuaru gorzowskiego teatru wybrałem „Wiśniowy sad” Antoniego Czechowa. Z kilku powodów. Pierwszym był autor: piszący lekarz. Drugim reżyser: Jan Tomaszewicz, jednocześnie dyrektor sceny. Trzecim: scenografia i kostiumy mojego przyjaciela Krzysztofa Małachowskiego, który tak bardzo pomógł nam w przygotowaniu opolskiego koncertu podczas Kongresu Kultury i Historii Lekarskiej w 2023 roku. Każdy pretekst był wart realizacji, a wszystkie razem stworzyły wieczór, który zapadł mi w pamięć na dłużej.
    „Wiśniowy sad” widziałem wiele razy. Na spektakl w krakowskim Starym Teatrze nawet się niechlubnie spóźniłem, gdy zakorkowane samochodami ulice nie pozwoliły na czas przybyć z odległego miasta. Wchodzenie na widownię po trzecim dzwonku zawsze stanowi dyskomfort i trudność w podążaniu za kolejnymi scenami. W Gorzowie odbyło się wszystko zgodnie z planem. Opuszczona nad bordową kanapą kurtyna uniosła się wraz z biciem zegara, a każdy element scenografii i detal kostiumu, przypominał o przepisie na doskonałe owoce, który z biegiem lat został zagubiony.
    Recenzje teatralne mają pewne wady. Najlepiej adresuje się je do osób, które daną sztukę widziały, ryzykując ujawnienie poglądów, z którymi Czytelnik nie będzie się zgadzał. Dla tych, których na spektaklu nie było i raczej go w przyszłości nie zobaczą, może to być tylko zachęta, puenta lub esej emocjonalny z ułomnym streszczeniem fabuły i koncepcji reżyserskiej. Z podziwem czytam recenzentów mających ambicje objaśnienia zdarzeń dramaturgicznych, gestów i symboli. Nie rzadko towarzyszy temu przypomnienie treści, nie bez znaczenia, gdy realizacja odchodzi od oryginału i dokładane są inne teksty, czasami bardzo odległe od pierwotnego egzemplarza. W przypadku gorzowskim takim wyłomem były piosenki i precyzyjnie zaplanowane przerywniki pantomimiczne. Świetną grę aktorską uzupełniała ponadto scenografia, której założenia decydowały docelowo o interpretacji dzieła i jasnym przekazie: co reżyser miał na myśli?
    Głównym meblem minimalistycznej (jak zawsze) dekoracji Małachowskiego była przeszklona szafa pomalowana na wiśniowo, a w niej filiżanki i dzbanki, talerzyki i bibeloty, zdjęcia, szkatułki i metronom, który tyka miarowo od pierwszej do ostatniej sceny. Stały element domu z szufladami na dole wypełnionymi dokumentami, schowkiem na gotówkę, pamiątkami wystawionymi na widok publiczny Symbol spokoju i ciągłości pokoleń. Przedmiot, którego nikt nie zauważa, kiedy jest i bez którego nikt nie wyobraża sobie przestrzeni codzienności, gdyby go zabrakło. Wokół toczy się zatem życie: poszukiwanie kredytów, narzeczonych, sensów, marzeń i pokus. Wokół rośnie sad ludzkich pragnień – kwitnie, obumiera i czeka, aż spadnie topór nowych czasów, panów i priorytetów.
    Kulminacyjnym momentem spektaklu, którym zaprzątam Państwu głowę, jest śmierć Firsta - najwierniejszego ze służących. Zapomnianego przez wszystkich. Porzuconego, jak szafa, która nagle przewraca się i roztrzaskuje, a światło gaśnie.
    Kiedy opadła kurtyna zebraliśmy się w teatralnej kawiarence, aby porozmawiać z realizatorami. Była noc, szumiał ekspres do kawy, toczyła się dyskusja o kondycji polskiej sztuki, o modach scenicznych i idei, która przyświecała podczas przygotowań do „Wiśniowego sadu”. A później korowodem poszliśmy przez foyer, zakamarki kulis, pracownie plastyczne, kieszenie sceny i zaplecza, by ostatecznie stanąć przy szafie – podniesionej przez brygadiera sceny i znów gotowej do upadku.
    Czasem myślę, że wiśniowa szafa samorządu lekarskiego, została potłuczona ostatecznie. A potem kończy się noc.


    Historia jakich wiele. Przychodzi pacjent do lekarza. Lekarz bada pacjenta, diagnozuje problem, ordynuje odpowiednią terapię, wyznacza następny termin wizyty, na którą pacjent (bez wcześniejszej zapowiedzi) nie przychodzi. Za jakiś czas, pacjent umawia się na wizytę, którą akurat w tym przypadku, zamierza zrealizować. W czasie jej trwania, pacjent zarzuca lekarza pretensjami, że leczenie (zaplanowane w czasie wizyty nr 1) nie przyniosło rezultatu. Pacjent narzeka, że czuje się cały czas źle. Sugeruje, że lekarz dopuścił się błędu medycznego. Na zadane przez lekarza pytanie czy zażywał zaordynowane leki oraz dlaczego nie przyszedł na ustalony termin wizyty kontrolnej, pacjent postanawia subtelnie zmienić temat rozmowy.
     W opisanej sytuacji pojawić się może całkiem zasadnie pytanie: Czy jeśli lekarz wie, że ma do czynienia z pacjentem, który nie przychodzi na wyznaczane wizyty, nie stosuje się do zaordynowanej terapii, a następnie pojawia się niczym zjawa w Halloween z litanią żalów o brak skuteczności leczenia, powinien dalej leczyć takiego pacjenta czy stanowczo odmówić kontynuacji ryzykownej terapii. Ryzykownej ponieważ leczenie pacjenta, który nie stosuje się do zaleceń lekarskich, dodatkowo, dość luźno traktuje kolejne wyznaczone terminy wizyt obarczone jest większym, niż przeciętnie, ryzykiem niepowodzenia. Myślę, że nie muszę w tym miejscu dopisywać informacji, kto zostanie obwiniony za to, że leczenie nie przyniosło pożądanego rezultatu.
     W opisanych powyżej warunkach, możliwe jest skorzystanie przez lekarza z prawa odstąpienia od leczenia pacjenta. Żeby jednak uczynić zadość wszystkim formalnościom, należy pamiętać o właściwej kolejności postępowania. Trzymając się zatem przykładu „niewspółpracującego” pacjenta, lekarz w pierwszej kolejności powinien go poinformować, że stosowanie się do zaleceń lekarza oraz przychodzenie na wyznaczone wizyty kontrolne jest podstawowym warunkiem skuteczności leczenia. Należy pacjenta ostrzec, że kontynuacja opisanego wcześniej zachowania spowoduje, że lekarz odstąpi od leczenia pacjenta. Następnie, umieszczamy w dokumentacji medycznej zapis, że pacjent został poinformowany o tym, że jego zachowanie (tu dokładnie opisujemy jego szczegóły) może zniweczyć proces leczenia, jest dla nas nieakceptowalne oraz wskazujemy, że uprzedziliśmy pacjenta, że kontynuacja opisanej powyżej postawy spowoduje odstąpienie od leczenia pacjenta.
    W sytuacji, gdy ostrzeżenie nie wywoła zmiany zachowania uprzedzonego już o możliwych konsekwencjach pacjenta, wówczas mamy prawo odstąpić od jego dalszego leczenia, informując jednocześnie o innych możliwościach uzyskania danego świadczenia zdrowotnego. Oczywiście, powyższe wpisujemy do dokumentacji medycznej.
    Należy w tym miejscu poczynić istotne zastrzeżenie – lekarz nie może skorzystać z prawa odmowy bądź odstąpienia od leczenia w sytuacjach, gdy takie zachowanie mogłoby „spowodować niebezpieczeństwo utraty życia, ciężkiego uszkodzenia ciała lub ciężkiego rozstroju zdrowia” (art. 30 Ustawy z dnia 5 grudnia 1996 r. o zawodach lekarza i lekarza dentysty).
     Powrót do poruszanego już przeze mnie w przeszłości tematu odmowy i odstąpienia od leczenia został niejako wymuszony przez pojawiające się ostatnio coraz częściej problemy, związane, mówiąc ogólnie, z relacjami pomiędzy lekarzem a pacjentem, w tym także osobami trzecimi, które pacjentowi towarzyszą. Warto zatem odświeżyć sobie kilka ważnych informacji, pozwalających na właściwe, pod względem formalnopraw nym, wykorzystanie uprawnienia lekarza do tego, aby w pewnych sytuacjach pacjenta nie leczyć.
    Należy, na początek wskazać, że prawo do odmowy leczenia lub odstąpienia od leczenia przyznają lekarzowi zapisy Ustawy z dnia 5 grudnia 1996 r. o zawodach lekarza i lekarza dentysty (w dalszej części tekstu, będę posługiwać się słowem: „Ustawa”) – mówi o tym art. 38. Powyższą możliwość dopuszcza także Kodeks Etyki Lekarskiej, który w art. 7 precyzuje: „w szczególnie uzasadnionych wypadkach lekarz może nie podjąć się lub odstąpić od sprawowania opieki nad pacjentem, z wyjątkiem przypadków, gdy zwłoka w jej udzieleniu mogłaby zagrażać życiu lub spowodować znaczne pogorszenie stanu zdrowia pacjenta w krótkim czasie. Nie podejmując albo odstępując od sprawowania opieki nad pacjentem lekarz wskazuje pacjentowi inną możliwość uzyskania pomocy lekarskiej”.
     Zgodnie z brzmieniem zapisów Ustawy, lekarz nie może odmówić leczenia czy od niego odstąpić w sytuacji, gdy zwłoka w udzieleniu pomocy medycznej byłaby dla pacjenta na tyle groźna, że mogłaby spowodować niebezpieczeństwo utraty życia, ciężkiego uszkodzenia ciała lub ciężkiego rozstroju zdrowia.
     „Stwierdzenie, że nie występuje przypadek niecierpiący zwłoki w rozumieniu komentowanego przepisu, oznacza, że lekarz przed odmową podjęcia się lub kontynuacji leczenia powinien co najmniej przeprowadzić wywiad, obejrzeć i ewentualnie zbadać pacjenta. Dotyczy to zwłaszcza sytuacji, gdy sam pacjent lub członek jego rodziny domaga się zbadania przez lekarza albo gdy lekarz sam podejmie podejrzenie na podstawie obserwacji własnej pacjenta, że może wchodzić w grę przypadek niecierpiący zwłoki” (patrz: E. Zielińska, B. Namysłowska-Gabrysiak [w:] E. Barcikowska-Szydło, A. Dąbek, R. Kubiak, K. Majcher, M. Malczewska, K. Sakowski, K. Syroka-Marczewska, E. Zielińska, B. Namysłowska- Gabrysiak, Ustawa o zawodach lekarza i lekarza dentysty. Komentarz, wyd. III, Warszawa 2022, art. 38.).
     Należy w tym miejscu podkreślić rozróżnienie pomiędzy „odmową leczenia” a „odstąpieniem od leczenia”. Skutek każdej z powyższych opcji zasadniczo posiada wspólny mianownik. Jednak należy tutaj wskazać na pewne różnice formalne. Odmawiamy leczenia pacjenta, wobec którego nie rozpoczęliśmy jeszcze procesu terapeutycznego – co ważne, może to być także nasz „stary” pacjent, ale który pojawia się w gabinecie z nowym problemem zdrowotnym. Odstępujemy zaś od leczenia takiego pacjenta, którego terapię już prowadzimy.
     Zgodnie z zapisami Ustawy: „w przypadku odstąpienia od leczenia, lekarz ma obowiązek dostatecznie wcześnie uprzedzić o tym pacjenta lub jego przedstawiciela ustawowego bądź opiekuna faktycznego i wskazać realne możliwości uzyskania tego świadczenia u innego lekarza lub w podmiocie leczniczym.”
    Ważną informacją, wypływającą z przywołanego przepisu jest nakaz uprzedzenia pacjenta o zamiarze lekarza, aby odstąpić od leczenia. Uzasadnieniem istnienia takiego obowiązku, jest uniknięcie sytuacji, w której pacjent będzie zaskoczony decyzją lekarza o odstąpieniu od leczenia oraz z jednej strony: zabezpieczenie mu czasu niezbędnego do wyszukania innego lekarza, a z drugiej strony: stworzenie możliwości np. korekty swojego zachowania – jeśli to ono jest przyczyną powyższej decyzji lekarza.
    Odstępując od leczenia, aby pozostać w zgodzie z zapisami Ustawy, wskazujemy pacjentowi realne możliwości otrzymania świadczenia zdrowotnego w innym miejscu. Mając na uwadze realia systemu opieki zdrowotnej w Polsce, powyższe zobowiązanie należy uznać za trudne do spełnienia. Ustawodawca zakłada bowiem, że lekarz nie tylko będzie posiadał aktualną wiedzę, dotyczącą tego kto i gdzie udziela określonych świadczeń zdrowotnych, ale będzie także świadomy tego, gdzie określone świadczenie zdrowotne, pacjent będzie mógł uzyskać w ramach Narodowego Funduszu Zdrowia.
     Zgodnie z wymogami, zawartymi w Ustawie, w przypadku odstąpienia od leczenia lekarz ma obowiązek uzasadnić i odnotować ten fakt w dokumentacji medycznej. Powyższy wymóg jest o tyle istotny, że pozwala na weryfikację tego, czy powody, którymi kierował się lekarz odstępując od leczenia pacjenta, były na tyle obiektywnie istotne, że uzasadniały ten radykalny krok. Celem tego zapisu jest wyeliminowanie dowolności oraz ewentualnego nadużycia w stosowaniu prawa do odstąpienia od leczenia.
     Dla lekarzy zatrudnionych na podstawie stosunku pracy (umowa o pracę) oraz wykonujących zawód w ramach służby Ustawa przewiduje dwa dodatkowe wymogi, które należy spełnić, aby można skorzystać z prawa do odstąpienia od leczenia pacjenta.
     Zgodnie z treścią art. 38 ust. 3 Ustawy – jeżeli lekarz wykonuje swój zawód na podstawie stosunku pracy lub w ramach służby, może nie podjąć lub odstąpić od leczenia, jeżeli istnieją poważne ku temu powody, po uzyskaniu zgody swojego przełożonego.
     Dodatkowe kryteria, które muszą zostać w tym przypadku spełnione, aby odstąpienie od leczenia było zgodne z przepisami prawa stanowią: poważne powody (uzasadniające odstąpienie od leczenia) oraz zgoda wydana przez przełożonego lekarza chcącego odstąpić od leczenia pacjenta.
    W tym miejscu warto nawiązać do przywołanego na początku niniejszego tekstu art. 7 Kodeksu Etyki Lekarskiej, który zezwalając na odstąpienie od leczenia, posługuje się pojęciem „szczególnie uzasadnionych wypadków” uzasadniających odstąpienie od leczenia.
    Zarówno Ustawa o zawodach lekarza i lekarza dentysty nie definiuje „poważnych powodów” jak również nie czyni tego w odniesieniu do „szczególnie uzasadnionych wypadków” Kodeks Etyki Lekarskiej. Uznaje się, że pojmowanie obydwu tych pojęć powinno być tożsame.
    Logicznie rzecz ujmując, należy rozumieć, że definicją powyższą objęte będą przyczyny, które są na tyle doniosłe, że obiektywnie czynią racjonalną decyzję lekarza o rezygnacji z leczenia pacjenta.
     Jako „poważne przyczyny” lub „szczególnie uzasadnione przypadki”, gdy odstąpienie od leczenia (lub jego niepodjęcie) jest obiektywnie uzasadnione uznaje się, przykładowo: „obraźliwe zachowanie się wobec lekarza, chroniczne niestosowanie się do zaleceń lekarza niweczące proces leczenia, złośliwe uchylanie się od uiszczenia umówionego honorarium. Odstąpienie mogą też uzasadniać przyczyny leżące po stronie lekarza (np. jego stan wyczerpania, zmęczenie, dramatyczna sytuacja życiowa, w jakiej znalazł się on sam lub osoba mu bliska, zmiana miejsca zamieszkania; zob. A. Gubiński, Komentarz..., s. 75). Odmowa leczenia może być też uzasadniona zachowaniem się osób trzecich, np. agresją okazywaną lekarzowi przez rodzinę pacjenta. Przyczyny te mogą leżeć również po obu stronach relacji lekarz – pacjent i wynikać np. z utraty wzajemnego zaufania wskutek konfliktu. Powodem odstąpienia od kontynuacji leczenia może być też przekonanie lekarza, że posiadana przez niego wiedza i umiejętności nie są wystarczające do zapewnienia pacjentowi skutecznej pomocy lekarskiej albo że biorąc pod uwagę stan pacjenta, wyczerpał już wszystkie dostępne mu możliwości lecznicze.” (E. Zielińska „Ustawa o zawodach lekarza i lekarza dentysty (…)” op.cit.)
     W tym miejscu należy podkreślić, że zarówno odmowa leczenia jak i odstąpienie od leczenia nie może być uzasadnione przesłankami o charakterze dyskryminującym.
     Przypomnijmy, że zgodnie z art. 3 Kodeksu Etyki Lekarskiej „lekarz wypełnia swoje obowiązki z poszanowaniem człowieka bez względu na wiek, płeć, rasę, wyposażenie genetyczne, narodowość, wyznanie, przynależność społeczną, sytuację materialną, poglądy polityczne, orientację seksualną lub inne uwarunkowania.”
     W kontekście „uzyskania zgody przełożonego” – na odmowę leczenia lub odstąpienie od leczenia, należy wskazać, że Ustawa pozostaje tutaj na dość dużym poziomie ogólności, nie konkretyzując bliżej osoby „przełożonego”. Należy zatem uznać, że w warunkach szpitalnych przełożonym, władnym do wydania zgody na odstąpienie od leczenia lub odmowę leczenia będzie zarówno lekarz kierujący oddziałem jak również np. dyrektor bądź jego zastępca. Warto w tym miejscu poczynić istotne zastrzeżenie: zgoda przełożonego musi być wydana PRZED samą czynnością odmowy leczenia lub odstąpienia od leczenia. Dla bezpieczeństwa prawnego lekarza, który planuje odmówić leczenia bądź od niego odstąpić ważne jest, aby zgodę taką uzyskał w formie pisemnej.
     Podsumowując pamiętajmy, że odmowa leczenia lub odstąpienie od leczenia pacjenta jest prawem lekarza. Nie jest to jednak uprawnienie, z którego można skorzystać w każdej sytuacji. Ustawa o zawodach lekarza i lekarza dentysty wskazuje na obowiązek udzielenia pomocy lekarskiej zawsze wtedy, gdy zwłoka w jej udzieleniu mogłaby spowodować niebezpieczeństwo utraty życia, ciężkiego uszkodzenia ciała lub ciężkiego rozstroju zdrowia. Z powyższego wynika praktyczny, ważny wniosek. Jeśli chcemy odmówić leczenia pacjenta czy odstąpić od leczenia już przez nas rozpoczętego, zbadajmy pacjenta, przeprowadźmy wywiad, aby upewnić się, że pacjent nie znajduje się w poważnym niebezpieczeństwie. Warto o tym pamiętać dla bezpieczeństwa pacjenta oraz naszego.